Oryginalna nazwa to Rainbow Loom, czyli z grubsza "tęczowe krosna". Zabawa polega na przeplataniu kolorowych gumek z użyciem plastikowej podstawki z kołkami, dzięki czemu uzyskujemy bransoletkę lub inną plecionkę. Trochę przypomina to zapomniane już w Polsce makramy z sizalowego sznurka (czy ktoś jeszcze pamięta takie śmieszne wisiory na paprotkę z lat 70-tych i 80-tych??? - w podstawówce miałam nauczycielkę zpt zwariowaną na tym punkcie). Gumki zakłada się w odpowiedniej kolejności na bolce podstawki czy też krosna i przeplata przy pomocy szydełka. Zabawę wynalazł 4 lata temu Amerykanin Cheong Choon Ng przypatrując się swoim córkom bawiącym się gumkami do włosów oplatanymi wokół palców. Żeby ułatwić im plecenie zrobił deskę pełną gwoździ. A kiedy zorientował się, że wynalazek "chwycił" postanowił sam rozpocząć seryjną produkcję. I tak w ciągu 2 lat rozkręcił zabawę na całym świecie.
W istocie pomysł był świetny. Biznes kręci się doskonale, bo zabawka wymaga ciągłych nakładów finansowych. Z jednej strony zakup zestawu startowego jest stosunkowo tani - za 15 euro można kupić solidne krosna z mocnym szydełkiem. Bawić mogą się już czterolatki. Większość rodziców daje się łatwo namówić, bo zabawa jest rozwijająca. Dziecko ćwiczy motorykę, no i przede wszystkim oddala się (niestety tylko na parę pierwszych dni) od tableta. Na dodatek efekty mogą być spektakularne - całą rodzina zostaje obdarowana bransoletkami, które można nosić jako biżuterię. Z drugiej strony jakkolwiek duże by nie było pudełko z gumkami - skończą się one szybko. A wtedy trzeba kupić kolejne. A że cena nie powala (2-5 euro za 600 sztuk), znów dajemy się namówić. I tak już od kilku miesięcy.
Holenderskie dzieciaki naprawdę oszalały na punkcie plecionek, nazywanych tu z angielska "loom" (oczywiście czasownik brzmi "loomen", chociaż mam wrażenie, że można by znaleźć jakieś odpowiednie holenderskie słowo). Loomują prawie wszystkie dzieci w przedziale 4-12 lat. Również chłopcy. Szaleństwo zatacza coraz większe kręgi. Loomuje się w domu i w szkle, samemu i w towarzystwie. Można też przed domem, na placu zabaw. Ostatnio w upalny dzień wybrałam się z dzieciakami nad staw z pięknym wodnym placem zabaw. Z nieba lał się żar (w Holandi!!), wokół woda, pompa, tratwa itp., a chłopaki... loomują!
Chociaż na początku gumki zostały pomyślane do zaplatania bransoletek, ilość możliwości jest nieograniczona. Po pierwsze: gumki występują we wszystkich kolorach tęczy (są nawet dwukolorowe) i można je dowolnie łączyć. Po drugie, wspaniale rozwija się również sfera projektowa. Plotąc z małych gumeczek na podstawce uzyskujemy znane od dawna sploty szydełkowe albo jakby zrobione na drutach. Albo takie jak łańcuszki jubilerskie. Okazało się, że można upleść prawie wszystko. Po bransoletkach i breloczkach do kluczy były już kolczyki, wisiorki, naszyjniki. Potem opaski na włosy, paski, etui na telefony, kosmetyczki i torebki. Ostatnio jesteśmy na etapie kwiatów, serduszek i trójwymiarowych zwierzątek. Projektów przybywa - można nabyć całe książki z instrukcjami albo wybrać się na warsztaty, które ostatnio są przebojem letnich festynów. Ale najtańszym i nieocenionym źródłem inspiracji pozostaje sieć - na youtube zaroiło się od instruktażowych filmików.
Nasza Misia jako osoba niezwykle kreatywna przoduje w tej działalności. Cały dom wypełniają dzieła, kieszonkowe rozchodzi się w oka mgnieniu i nawet już oszczędności zostały nieźle nadwątlone. Zapału jeszcze nie straciła, ciekawe na jak długo. Na razie ma plan zabrania sprzętu na wakacje. Bo lato bez lomowania byłoby stracone. Jasne, nawet członkowie królewskich rodzin mają swój udział w rozkręcaniu mody. Księżna Kate została obdarowana dwoma bransoletkami przez dziewczynki z Nowej Zelandii. A holenderskie księżniczki Amalia i Alexia też są fankami tej zabawy. Nawet szkoła dostrzegła zjawisko: nie tylko w związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem na sprzątanie z podłóg pogubionych gumeczek. Historia zabawy była też przedmiotem tekstów do czytania ze zrozumieniem. Loom z pewnością zdobędzie tytuł fenomenu roku 2014 w Holandii.
źródło |
źródło |
Ślicznie kolorowe :)
OdpowiedzUsuńW sam raz na lato!
O.
W Belgii to samo! Jednak rzeczywistosc bardzo szybko dala o sobie znac i siec az drzy od ostrzezen przed zakladaniem bransoletek dzieciom -zbyt ciasne moga doprowadzic do zatrzymania przeplywu krwi.
OdpowiedzUsuńTo się zgadza. Ale na szczęście większość rodziców (a nawet dzieci) intuicyjnie to wie. U nas z kolei prasa donosiła o wypadku w Wielkiej Brytanii - po strzeleniu gumką w oko dziecko straciło wzrok. Stąd teraz ograniczenie wiekowe - loom od lat 8.
UsuńSie ma możesz napisać coś o kawalkadzie holenderskich aut do 500Eur przemierzających Polskę?
OdpowiedzUsuńPozdrowoinka
Grzegorz
Chyba nie mogę. Nie mam pojęcia o co chodzi...
UsuńWczoraj pisałem w pośpiechu i nie zdążyłem nic wspomnieć o loomach. Jak dotąd nie dostrzegłem tego wynalazku. Mam 12to letnią córkę i nic takiego u niej nie widziałem. Może właśnie się zacznie jak jej o tym wspomnę. Na alledrogo widziałem są zestawy tylko zastanawia mnie rozrzut cenowy od 35 do 100 PLN z przesyłką. Generalnie za dużo tego nie ma. Zarzucę temat córce, pewnie chwyci.
OdpowiedzUsuńW/w Holendrzy wczoraj jechali przez Polskę i dalej słyszałem, że do Niemiec, pojazdy były niecodziennych kształtów. Może wiesz coś więcej co to za modele;-)
Pozdrawiam
Grzegorz
Cześć Grzegorz! No jednak coś znalazłam. Rzeczywiście ktoś wymyślił sobie taki rajd pod hasłem Carbagerun. Od car=auto i garbage=śmieci. Czyli pięciodniowy rajd aut o wartości max 500 euro i wyprodukowanych przed 1996. Trasa miała koło 4000 km z Hardenberg w Holandii przez Niemcy, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Chorwację i Słowenię do Salzburga w Austrii. Udział wzięło ponoć ponad 1500 osób z 500 autach. Istotą nie miała być szybkość - punkty zdobywali w inny sposób. Jednym słowem impreza alternatywna dla nieposiadaczy porszaków i audików. To pewnie ich widziałeś. Ja niestety nie. Tyle wyczytałam w prasie.
UsuńA co do loom: może się Twoje córce też spodoba. Ważne: zajmuje na długo - cisza w domu gwarantowana!
Pozdrawiam!
Takie fajne auto kapslami oklejone tu (http://www.dichtbij.nl/breda/regionaal-nieuws/artikel/2482329/bredanaars-rijden-carbagerun-in-bijzondere-auto.aspx) można zobaczyć. To ktoś miał zabawę...
UsuńSuper, że o tym napisałaś. Od kilku tygodni właśnie wszędzie widzę loom i jestem pod wielkim wrażeniem, jak szybko się ta zabawa rozprzestrzenia. Teraz też łatwo przyobserwować kto ma dzieci... branzoletka na ręce - aha! ;)
OdpowiedzUsuńOj, żeby tylko bransoletki. Ja to już i rower mam obwieszony i klucze...
UsuńCzytałaś może książkę "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie"? Jak dla mnie dość wnikliwe spojrzenie na Holendrów, próba ich zrozumienia, troszkę ciekawostek jak to Holendrzy podchodzą do Niemców, do przepisów. A także jak to bywa z Polakami na obczyźnie - można się domyślać że na podstawie doświadczeń autorki książki.
OdpowiedzUsuńNiestety jeszcze nie. Muszę zdobyć. Na pewno warto
UsuńGosiu melduję, że looming w domu rozpoczęty :-P Kaśka na razie sceptyczna, a że kupiłem dwa zestawy, to i mama się zawzięła i coś szydełkuje żeby pokazać córce. Jaja jak berety :-D
OdpowiedzUsuńSyn patrzy ze zdziwieniem i pyta -to jest lepsze od kąpieli w rzece dla chłopaków? o_O
Bezcenne :-)
Zgadzam się. Ale jak widać u nas i chłopaki fazę miały. Z tym, że im już chyba przeszło. Dziewczyny bardziej wytrwałe są. Chociaż właśnie teraz Marcin siedzi sobie na murku przed domem z szydełkiem.
Usuńja też posiadam stronę i pokazuje w niej moje prace zaczęłam od prostej bransoletki a teraz to wyplatam etui na komórkę i piórnik nawet wszystkim moim znajomym się podoba i chcą ich więcej
OdpowiedzUsuńNie omieszkam! Bardzo mnie fascynuje "podglądanie" ludzi i analizowanie ich zachowań. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń