28 maja 2015

Spacerem po Gdańsku - cz. 2

Większość turystów, a i sporo gdańszczan, ogranicza swoją aktywność do starówki. Faktycznie otaczające ją dzielnice przedstawiały jeszcze niedawno smętny widok. Ale to się na szczęście powoli zmienia. Spróbujcie pójść w stronę Lastadii (ładna nazwa swoją drogę) i Dolnego Miasta. Miejsca przez lata zapomniane dziś zmieniają swoje oblicze. Można tam odnaleźć solidny kawałek historii Gdańska, a przy okazji wspaniałe miejsce rekreacji, znane już dobrze rowerzystom.




Zaraz po przekroczeniu Podwala Przedmiejskiego warto wstąpić do kościoła Św. Trójcy. Jednego z tych, dzięki którym w dawnych czasach mówiono o Gdańsku „miasto stu kościołów”. Stu nie było, ale rzeczywiście nad miastem górowały bardzo liczne wieże. Ten drugi co do wielkości gdański kościół i przylegający do niego wielki średniowieczny klasztor mają swoją atmosferę. Już wejście przez dawną boczną część klasztorną jest zupełnie dla gdańskich kościołów nietypowe. Ja osobiście bardzo lubię takie średniowieczne klasztory. Właściwy klasztor należy dziś do Muzeum Narodowego – możecie go zobaczyć zwiedzając muzeum. Dziedziniec klasztorny przy kościele św. Trójcy jest bardzo niewielki, wchodzi się na niego przez tzw. Dom ryglowy (albo kazalnicowy). 








Z małego dziedzińca można wejść do dwóch kościołów: św. Anny i św. Trójcy. Maleńki kościół św. Anny zachował oryginalne gotyckie sklepienie. Co ciekawe, przez wieki był to polski kościół; pracował w nim m.in. znany kaznodzieja Krzysztof Mrongowiusz. Z kościoła św. Anny można przejść bezpośrednio do dużego kościoła. Jest on, podobnie jak inne gdańskie świątynie dość ubogo wyposażony, co jest konsekwencją reformacji – zakon franciszkanów utracił całość w połowie XVI wieku na rzecz luteranów. Franciszkanie odzyskali zniszczony kościół dopiero po ostatniej wojnie, chociaż bez większej części klasztoru, w którym mieści się muzeum. Ale u Św. Trójcy możemy podziwiać ciekawe prezbiterium (wyjątkowo duże - widoczne zza ołtarz, będące właściwie nawą dawnego, pierwszego wybudowanego w tym miejscu kościoła), piękną ambonę i wspaniałe organy z XVI wieku. Choćby dla nich warto tu przyjść. Od kilku lat trwa ich rekonstrukcja finansowana jest przez prywatnych darczyńców. Już teraz prezentują się pięknie, a w przyszłości zapewne jeszcze lepiej. 







Po wyjściu z kościoła kierujemy się w stronę Bramy Nizinnej. To jedna z głównych bram dawnego miasta, dziś kompletnie zapomniana i od dawna nie odnawiana. Ale stoi. Przy niej zaczyna się jedna z ciekawszych atrakcji miasta: fortyfikacje z XVI i XVII wieku. Składają się głównie z wałów ziemnych, wysokich kopców z kazamatami i fosy, do której zaprojektowania wykorzystano ujście Motławy do dawnego koryta Wisły (dziś Martwa Wisła). Zachowała się część bastionów (św. Gertrudy, Żubr, Wilk i Wyskok) i fosy, nazywane zbiorczo Opływem Motławy. Mają one bardzo ciekawy kształt, niestety nie znalazłam jeszcze miejsca, skąd można by je podziwiać z góry w całej okazałości. Na mapie wyglądają tak:





W ostatnich latach teren wokół został pięknie uporządkowany i jest pięknym miejscem na spacer czy wypad rowerem - niestety jeszcze nie do końca wykorzystanym. A szkoda, bo jest tam pięknie... Na Opływie Motławy pojawiły się też wypożyczalnie kajaków - w miejscach, w których były też przed wojną. Wtedy można było pływać aż do Długiego Pobrzeża, teraz chyba ze względu na ruch statków jest to niemożliwe. Ale można poruszać się po całym Opływie, a to na pewno fajna wycieczka - muszę kiedyś spróbować. Tak tam holendersko...















Inne wpisy z cyklu:
Spacerem po Gdańsku - cz. 1
Spacerem po Gdańsku - cz. 3
Spacerem po Gdańsku - cz. 4

19 maja 2015

Spacerem po Gdańsku - cz. 1

W tym roku zagnało nas do Gdańska już w maju. Wyjątkowo - po raz pierwszy od lat byłam w Gdańsku wiosną. I jeszcze na dodatek udało mi się znaleźć trochę czasu na spokojne spacery po mieście w poszukiwaniu straconego czasu. 

Turyści wprawdzie, jak zwykle, obrodzili, ale i tak było o wiele luźniej niż latem. Mogliśmy więc włóczyć się po starówce, szukając zmian i ... staroci.  I odkrywać detale, na które przez lata nie zwracaliśmy uwagi. A teraz zapraszam Was na wspólny spacer po Gdańsku widzianym oczami dawno wybyłej gdańszczanki. 

Gdańska starówka, a właściwie Główne Miasto jest bardzo urodziwa. Zwłaszcza z tej najładniejszej strony. Długa i Długi Targ, Mariacka i Długie Pobrzeże to wizytówki miasta. Teraz zwłaszcza to ostatnie zyskało dla mnie nową perspektywę. A to dzięki rozpoczęciu porządkowania Wyspy Spichrzów – już po 70 latach od zakończenia wojny można po niej spacerować! 



Z drugiej strony Motławy Długie Pobrzeże prezentuje się malowniczo. Zwłaszcza tarasy restauracji, które przypominają te na promenadach śródziemnomorskich kurortów. 

Na balustradzie odkryliśmy nowe miejsce wieszania kłódek przez zakochanych.



Czyżby na tradycyjnym moście nad Radunią za Wielkim Młynem zabrakło miejsca?



Przybywa nowych domów, które na szczęście dość dobrze wpisują się w hanzeatycką architekturę. Jedni chwalą, inni ganią tę nowoczesną architekturę. Ja lubię ten kontrast między nowym a starym, chociaż do pewnych zmian trzeba się przyzwyczaić. 




Ale jeszcze bardziej podobają mi się budynki, które mieszają w sobie stare i nowe elementy - z lubością tropię rewitalizowane kamienice i sztukowane stare mury.




Z przyjemnością stwierdziłam, że coraz więcej takich starych rozpadających się kamienic, również tych sztachulcowych na Starym Mieście zostało poddanych renowacji. Mam nadzieję, że uratowane zostaną też kamienice Dolnego Miasta - właśnie rozpoczyna się rewitalizacja tej dzielnicy. Oby władze miasta wzięły przykład z tego, co zrobiono w byłym DDR. 

Tymczasem Wyspa Spichrzów okazała się fascynującym miejscem dla realizacji mojej pasji:







W drugiej części naszego spaceru poświęciliśmy nieco uwagi bardziej komercyjnej funkcji starówki. Czego tam najwięcej? Oprócz restauracji, bistr i kawiarni (o tym kiedy indziej) prym wiodą sklepy bursztyniarskie. Zwłaszcza Długie Pobrzeże i  Mariacka, to ich prawdziwe zagłębie. Bursztyn od wieków był ważny dla Gdańska, ale te świecące sklepy jakoś mnie nie przekonują. Szukam ciągle tych tradycyjnych pracowni, które pamiętam z dzieciństwa. Znalazłam. Na Chlebnickiej można wejść do piwnicy, w której taka pracownia się znajduje. Właściciel, pan Bogusław Kołpak ciągle jeszcze używa tradycyjnych maszyn do obróbki bursztynu, a jego piwnica pełna jest nie tylko bursztynowych wyrobów, ale i ciekawych gdańskich staroci (widziałam u niego m.in. przedwojenny plan miasta z polskiej drukarni, na którym część ulic ma nazwy polskie, a część niemieckie - jeszcze nigdy takiej nie widziałam!). Na razie poprzestaliśmy na miłej pogawędce, ale coś mi się zdaje, że wrócimy tam z dziećmi, które szaleją za "klejnotami" - będą mogły same oprawić sobie kawałek bursztynu. 






Zwykle bywamy w Gdańsku latem, co nieuchronnie prowadzi do chodzenia po mieście podczas Jarmarku Dominikańskiego Chociaż ma on długą i piękną tradycję, to niestety w czasach globalizacji nie do końca się broni. Za to jarmarczne stragany skutecznie zasłaniają witryny. A te, jak się okazało też się zmieniają. Chociaż jeszcze zbyt dużo bannerów reklamowych i innych szpetnych tablic, są w Gdańsku także i miejsca, których właściciele mają zbliżone do mojego poczucie estetyki. Zaskoczeniem był też dla mnie widok niewidzianej od lat gdańskiej hali targowej, która przybrała image kojarzący się z targami we Francji czy Hiszpanii.  







Na sam koniec postanowiliśmy obejrzeć nowy ECS (Europejskie centrum Solidarności). Nie zwiedziliśmy wnętrza (ale i na to przyjdzie czas), ale sam budynek bardzo się nam spodobał. Nie wiem, dlaczego wzbudza takie kontrowersje - może to raczej problem nie tyle architektoniczny, ile finansowy. Idąc za ciosem obejrzeliśmy dokładnie okolicę. Wieść niesie, że mają tam nastąpić duże zmiany. Na terenach postoczniowych ma powstać Nowe Miasto. Nazwa szumna - mam nadzieję, że oprócz apartamentów za milion będzie tam też coś dla ludzi. Żal byłoby zmarnować historię. Takie położenie można świetnie wykorzystać. Może coś w typie Amsterdamu czy Rotterdamu? Na wszelki wypadek (ciągle toczy się dyskusja czy pozostawić nieczynne dźwigi stoczniowe) postanowiliśmy nie marnować okazji i pomimo braku odpowiedniego światła uwiecznić stocznię, której nigdy jeszcze nie fotografowaliśmy. Przy okazji odkryliśmy parę murali, przypominających te z Muru Berlińskiego










Nasz spacer po Gdańsku był dość długi. Efekty fotograficzne - eklektyczne. Ale przynajmniej nasyciliśmy wzrok widokami z dzieciństwa i nie tylko. W kolejnych postach jeszcze do Gdańska wrócę - na opisanie czekają inne wrażenia.


Inne wpisy z cyklu:

Spacerem po Gdańsku - cz. 2
Spacerem po Gdańsku - cz. 3
Spacerem po Gdańsku - cz. 4

14 maja 2015

Holenderskie wiatraki

Jak zwykle po urlopie trudno mi rozpocząć aktywność na blogu. Spędziliśmy wspaniałe 2 tygodnie w Polsce i do tego czasu wkrótce wrócę. Tymczasem dziś mocno holenderski temat: Ostatnia sobota była Dniem Wiatraków i Młynów. Od wczesnych lat siedemdziesiątych co roku w drugą sobotę maja otwierane są dla zwiedzających holenderskie wiatraki, do których na co dzień wchodzić nie można (ponad 600).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...