26 listopada 2015

Do czego się (nigdy) nie przyzwyczaję w Holandii



Z adaptacją do nowego miejsca zamieszkania raczej nie mam problemów. W ciągu ostatnich 12 lat przeżyłam kilka przeprowadzek. I każde z kolejnych miejsc zamieszkania z różnych powodów sobie chwaliłam. Ale... No właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Tym bardziej dla Polaka. W końcu życie bez narzekania byłoby strasznie nudne. Jesienny projekt Klubu Polek wychodzi temu zapotrzebowaniu naprzeciw. Już od miesiąca ukazują się posty wyliczające rzeczy, do których koleżanki nie mogą się przyzwyczaić w krajach swojego zamieszkania. Dziś kolej na mnie. A więc do dzieła: Do czego nie mogę się przyzwyczaić w Holandii?


1. Brak narzekania


Holenderski optymizm w codziennych rozmowach, zwłaszcza tych spod znaku "small talk", nieodmiennie sprawia na mnie wrażenie wymuszonego i fałszywego. O jakichkolwiek problemach, złym samopoczuciu i tym wszystkich, co mogło pójść nie tak i o czym my Polacy lubimy informować rozmówcę już w pierwszym zdaniu, tu się po prostu nie mówi. No chyba, że rozmawiamy z kimś bliskim i nie mamy świadków.  Dopiero, gdy problem Holendra przerośnie, świat może się o nim dowiedzieć. Z tym, że wtedy to już wielki wybuch: burn-out, załamanie nerwowe itp - pisałam już kiedyś o tym tutaj. Niby cecha pozytywna, bo i po co się stale nakręcać i dołować, ale sprawia wrażenie bycia nieszczerym i niechęci do zacieśniania kontaktów. 


2. Poczucie pewności siebie graniczące z arogancją


Tak naprawdę ta pewność siebie granice arogancji przekracza niezwykle często. Z drugiej strony paradoksalnie jest podszyta niepewnością i obawą przed porażką. Ale za to skutecznie ukrywa brak kompetencji i nieudolność. Mam wrażenie, że to skutek wychowania poprzez nieustanne chwalenie, brak kar i jakiejkolwiek krytyki. Oczywiście generalizuję. W sumie nie jestem pewna, czy to cecha narodowa - chyba rozwija się w tempie geometrycznym z każdą kolejną generacją: osoby starsze (z grubsza po sześćdziesiątce) zachowują się zupełnie inaczej.


3. Brak kompetencji


Dotyczy to urzędników, robiących straszne błędy, budowlańców, którym każda ściana wychodzi krzywo i monterów kablówek, którzy muszą przyjeżdżać 4 razy w celu zainstalowania rutera. Dość powiedzieć, że po przeprowadzce do Holandii okazało się, że istnieję w dwóch osobach - przydzielono mi 2 różne numery BSN (tutejszy PESEL), mój syn jest dziewczynką, a mój samochód jest warty 2 razy więcej niż widnieje na fakturze. Podzielenie pokoju na dwa zajęło specjalistom 3 tygodnie: nowa ściana wyrosła jedyne 3 centymetry od miejsca wyznaczonego na planie, w związku z czym nie można było zamontować żadnych drzwi, nie mówiąc już o tym, że nie trzymała pionu. Uwaga: wiele poprawek nie mieści się w cenie usługi, w końcu źle wykonana praca też wygenerowała koszty, które klient musi pokryć. Na dodatek nie można sobie pozwolić na żadną krytykę, bo się może pracownik obrazić, albo i załamać (patrz punkty 1 i 2). Ostatnio rozczulił mnie facet z firmy zajmującej się piecami. Robił coroczny przegląd, "bezpłatny", bo płacimy co miesiąc abonament. Na koniec wystawił mi fakturę na 9 euro. Za co? Przekroczył założony na przegląd czas, bo zapomniał narzędzi z auta i musiał po nie wrócić, a potem odebrał telefon od gadatliwego kolegi.


4. Bezustanne zwoływanie zebrań i ustalanie terminów


Trudno załatwić cokolwiek od ręki. Nawet w banku nie dowiemy się niczego bez terminu, chociaż 3 uśmiechniętych doradców wygląda na znudzonych. Niestety zwołanie zebrania nie gwarantuje rozwiązania problemu. Pierwsze spotkanie jest z reguły przeznaczone wyłącznie na ustalenie kalendarza rozmów. A każde kolejne na wzajemne utwierdzanie się w dobrym samopoczuciu i powolne, mozolne ucieranie kompromisu. Nieważne, czy optymalnego, ważne, żeby miłego dla wszystkich. Ale o tym też już kiedyś było (tu).


5. Chorobliwe unikanie wszelkich konfrontacji


Wyrażenie opinii zupełnie przeciwnej do przedmówcy wywołuje konsternację. Wszelkie próby przeforsowania swojego zdania są skazane na niepowodzenie. Jeśli temat jest kontrowersyjny, należy go zmienić. A jeśli jest problem - zamieść pod dywan.


6. Służba zdrowia


Ten temat przewija się na wszystkich blogach, na moim również (tu). Holendrzy, co im się chwali, z drobnymi dolegliwościami radzą sobie sami. Na dodatek nie rozczulają się nad sobą i nie marudzą (patrz punkt 1), więc do lekarza im nie spieszno. Zresztą, po co tam chodzić, skoro z dużą dozą prawdopodobieństwa dostaniemy paracetamol albo ibuprofen. Lekarz rodzinny jest barierą chroniącą cenny czas specjalistów, więc stara się pacjenta za wszelką cenę wyleczyć sam. Czasami przesadza: skierowanie do specjalisty to cenny łup, który zdobywa się podstępem. No, chyba że ledwo zipiemy, wtedy dopiero mamy szansę na kontakt z całym dobrodziejstwem specjalistycznej służby zdrowia na najwyższym światowym poziomie. I bez kolejki!


7. Gościnność po holendersku





Hasło "My home is my castle" nabiera tu nowego znaczenia. Zastanawiam się dlaczego to powiedzenie nie funkcjonuje w języku holenderskim. Holendrzy bronią swojej prywatności mocno asertywnie. Mnie ciągle jeszcze razi rozmawianie z sąsiadami w drzwiach. Osoby, które mogą przestąpić próg domu są ściśle selekcjonowane.  Gościom proponuje się kawę z jednym (!) ciasteczkiem. Po obczęstowaniu wszystkich obecnych pudełko z ciastkami zostaje natychmiast schowane do szafki. Zaproszenie na wieczór oznacza wino z paluszkami, chipsami czy orzeszkami. W wersji maksymalistycznej kostki sera, plasterki kiełbasy i oliwki. Nawet uczestnicy dużych imprez rodzinnych z okazji urodzin, rocznicy ślubu itp. często muszą się zadowolić przekąskami albo zupą. A holenderskie wesele będzie skromniejsze niż polskie imieniny. Oczywiście 

nie znaczy to, że Holendrzy nie są towarzyscy albo że nie potrafią się bawić. 

8. Chleb





Właściwie wata. Na szczęście na targu można kupić bardzo gęsty, twardy, pełny ziaren chleb, zwany tu "niemieckim". Niektóre piekarnie i sieci handlowe (AH) sprzedają też tzw. chleb rustykalny nieco bardziej odpowiadający naszym gustom. A najlepiej piec samemu. Tak właśnie robię, dzięki czemu do tubylczego przyzwyczajać się nie muszę.


9. Ponura pogoda


Punkt obowiązkowy dla każdego obcokrajowca w Holandii. Raczej chłodno przez cały rol, wilgotno lub mokro, i do tego zawsze wietrznie. Ta mieszanka zwłaszcza jesienią i zimą sumuje się w przenikliwy ziąb ogarniający człowieka natychmiast po wyjściu z domu. Słońca też nie za wile, najczęściej wiszą nad nami ciemne chmury, co jeszcze bardziej przygnębia. Dla mnie jako meteopaty - niezbyt przyjemna rzeczywistość.





Moja lista jest dość wymowna. Można ją podsumować krótko: w Holandii nie mogę się przyzwyczaić głównie do ... Holendrów. W pewnym sensie to prawda. Niełatwy język, korki na autostradach, jedzenie, niechęć do wielojęzyczności - to wszystko okazało się nie takie straszne, jak się wydaje. Za to właśnie mentalność, tak różna od naszej, sprawia mi największe problemy. Ale oczywiście cały ten wywód jest mocno przesadzony. Mam coraz więcej znajomych wśród Holendrów, coraz lepiej ich rozumiem, a oni - mam nadzieję - mnie. Co najprawdopodobniej świadczy o tym, że się do nich upodabniam. W końcu Holendrów nie zmienię, mogę najwyżej zmienić się sama.


Zapraszam też do czytania innych z serii. Wczoraj Karolina z Australii napisała, do czego nie może się przyzwyczaić u siebie, jutro o tym, co jest trudne dla Mileny w Japonii. A pełna lista postów na stronie Klubu Polek na Obczyźnie. Polecam.


Projekt ponownie dedykujemy akcji "Autostopem dla hospicjum": Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100tys. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz Domowego Hospicjum dla Dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Na chwilę obecną brakuje 32 tys. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą. Więcej informacji na stronie http://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum. Dziękuję za Waszą dobrą wolę!










33 komentarze:

  1. Och jak bardzo podobnie do Szwecji! Z wyjątkiem punktu o budowlańcach - wszak większość to (solidni) Polacy.
    Przykro z tą gościnnością, ale teraz wiem, dlaczego moja koleżanka ze studiów tutaj, holenderka nigdy nas niczym nie poczęstowała....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Holandii na szczęście wielu budowlańców, to też Polacy. Ale widać jeszcze za mało. Na razie zetknęłam się tylko z jednym świetnym holenderskim malarzem. Ten pracuje doskonale (tylko bardzo powoli) - dlatego u nas i wszystkich sąsiadów zlecenia ma do emerytury. )

      Usuń
    2. Właśnie miałam napisać, że pod wszystko udało by się podciągnąć Szwedów. Popatrz popatrz jakie podobieństwo. A z tą fakturą nie czułam się rozczulona a raczej wqrw...a a w życiu bym nawet 1 € nie zapłaciła ;)

      Usuń
    3. Szkoda się denerwować. Musiałabym dużo czasu spędzić na użeraniu się z firmą i nie wiadomo, jaki byłby efekt. Na pewno taki, że byłabym "nieprzyjemną" klientką. A w Holandii zdarza się często, że firma sobie to odnotowuje i takiej osobie utrudnia wszelkie kolejne kontakty. :)

      Usuń
    4. Hmmm. Ja bym po prostu zapytała dlaczego klient ma płacić za rozrywki pracownika... ;)

      Usuń
    5. Niestety pytanie do niczego nie doprowadziło. Klient nie umie przecież ocenić, czy pracownik gadał dla rozrywki, czy w sprawie służbowej. I czy powinien z góry wiedzieć, jakie narzędzia będą mu potrzebne. Odpuściłam. Swoją drogą kilka dni temu czytałam artykuł na temat zatruć czadem w Holandii. Podobno liczba zatruć zupełnie nie zależy od wieku pieca. Więcej: w domach wyposażonych w nowe piece, których właściciele wzywali serwis co roku w poprzednich latach zatruć było więcej. Inspekcja twierdzi, że wina nie leży po stronie producentów pieców, tylko niekompetentnych monterów, którzy albo źle montują instalację albo niewłaściwie ją konserwują. To tak a propos fachowca od pieca. Mam nadzieję, że przynajmniej dobrze wszystko sprawdził.

      Usuń
  2. Holenderka miało być. Z dużej litery :-)

    A jeszcze mi się przypomniało, jak pewna spora grupa Holendrów, trzy pary z dziećmi, na wycieczce stateczkiem po kanale Dalsland swoim głośnym zachowaniem i śmiechem zepsuli mi całą wycieczkę, do doprowadziło mnie do płaczu przy nich. Powiedziałam im to pod koniec. Zapadła cisza i konsternacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Holendrzy lubią krytykować, ale jak ich ktoś skrytykuje... :)

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że Holendrzy narzekają na ceny, dla nich wszystko jest za drogie i nie ma znaczenia czy kosztuje 1 euro czy kilka tysięcy euro i stanowi to 10% ich dochodów, wszystko jest za drogie:-)

    A lubisz ich Gezelligheid? Bo mam wrażenie, że szczerość czy narzekanie zakłóciłyby ten ich dobry humor a przecież gezelling to ich dobro narodowe:-) Orzechowski pisze tak: "Gezellig jest miły, ale powierzchowny, gezelling jest sympatyczny, ale broni dostępu do duszy. Gezelling jest po to aby, aby ukryć istotę rzeczy." Jego zdaniem przez pierwsze kilka, kilkanaście lat znajomości Holendrzy powiedzą o sobie tyle ile chcą powiedzieć a chcą niewiele.
    Ponoć Holendrzy mają dość arogancji na to aby brak umiejętności lub brak fachowej wiedzy nie mógł ich powstrzymać od wyrażenia własnego zdania. Mnie to raczej bawiło, może dlatego, że w PL mam to na co dzień w wersji polskiej:-)

    Rozumienie ludzi to nie jest łatwy proces, i im dłużej żyję tym mniej rozumiem niektórych moich rodaków i tego co się dzisiaj dzieje w PL, i nie wiem czy kiedykolwiek dojrzeję aby to zrozumieć:-( Mam nadzieję, że Holendrzy okażą się mniej skomplikowani do pełnego ich zrozumienia:-)
    Pozd T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa! Tak, ja też Polaków już nie rozumiem. Do tej pory wydawało mi się, że to funkcja czasu - po prostu za długo mieszkam poza krajem i się odzwyczaiłam. Od kilku tygodni słyszę od wielu osób, że nie rozumieją tego, co się dzieje. Więc to chyba nie chodzi o mnie.

      Co do narzekania na ceny, to rzeczywiście występuje. Ale jedni narzekają, inni komentują, a jeszcze inni siedzą cicho. Wszyscy oni oszczędzają, ale większość wybiórczo. Na ciuchy, gadżety, rozrywkę wydają bez mrugnięcia okiem duże sumy. Do domu też kupują tylko to, co najlepsze i markowe, nie biorąc pod uwagę stosuku jakości do ceny.

      Gezelligheid też uważam za sztuczny. Zawsze musi być gezellig, wszystko jest leuk (fajne) i każdy jest enthousiast (nie tylko w znaczeniu entuzjastyczny, ale również po fakcie uszczęśliwiony, usatysfakcjonowany albo też w ogóle niezmordowany, stale aktywny). To słowa klucze, które są stosowane w odniesieniu do każdej sytuacji. Ich użycie pozwala już dalej nie drążyć własnych uczuć czy reakcji na dany temat. Czyli znów Orzechowski bardzo trafnie podpatrzył.

      Holenderska i polska wersja arogancji moim zdaniem jest trochę inna. Ale słyszę, że w PL to się zmienia na bardziej "tutejsze", dlatego wydaje mi się, że to ma jakiś związek z "dzisiejszymi czasami". Pokolenie wychowane przez technologiczne gadżety, które nie korzysta z doświadczenia starszych, tylko z informacji w necie po prostu czuje się najbardziej kompetentne w dowolnej sprawie.
      Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Gdy czytalam ten wpis, to przed oczyma mialam moich Norwegow - wypisz, wymaluj :) Ja jednak po pierwszych latach buntu, doszlam do wniosku, ze skoro pewnych rzeczy nie moge zmienic, to najlepiej bedzie sie do nich przyzwyczaic. Zazwyczaj trzymam sie tej linii, ale czasami puszczaja mi nerwy ;)
    Co ciekawe, ostatnio pracuje nad projektem o Holendrach, ktorzy przeniesli sie do mojego dzikiego regionu Norwegii i wychodzi na to, ze maja problemy z przystosowaniem sie, bo Norwegowie sa "zbyt zamknieci w sobie", a Holendrzy przyzwyczajeni sa do otwartosci (tak mi przynajmniej tlumacza :) ). Pozdrawiam Mara
    Zapraszam do siebie www.koszmara.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, co piszesz. Ja też mam wrażenie, że Holendrzy są trochę podobni do Skandynawów. Tym bardziej dziwi, że trudno im się przystosować. Sami Holendrzy uważają się za świetnie adaptujących się do sytuacji/środowiska/miejsca życia. Za otwartych, towarzyskich, miłych - również. Co ciekawe, są tak również postrzegani przez ludzi innych narodowości. Ale tylko o ile znają Holendrów powierzchownie - z kontaktów korporacyjnych, wakacji, turystycznych pobytów w Holandii. Kiedy zamieszkują w Holandii, szybko przekonują się, że ta otwartość i przyjacielskość jest straszliwie powierzchowna. Dzięki, odwiedzę Twój blog. Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Podobnie jak w Szwecji, chociaż cześć ze spraw które opisałaś zupełnie mi nie przeszkadzają. To takie subiektywne ze nawet nie wiem czy można dyskutować �� W każdym razie szczęście w nieszczęściu ze umiemy z tym żyć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, Karolina! Po prostu trzeba się przyzwyczaić. Też się staram. Właściwie na co dzień też mi to wszystko już nie przeszkadza. Tylko jak się zacznie analizować... A ja taką właśnie jestem istotą przeżuwająco-komentującą. :)

      Usuń
  6. Tajwan powinien eksportować swoich fachowców :-) Tutaj wszystko jest zrobione/zreperowane tanio, szybko i porządnie. Ileż to już razy nie musiałam nic płacić hydraulikowi czy elektrykowi za zreperowanie czegoś, chociaż sam dojazd do naszego domu w gorach musi zająć im sporo czasu.
    A jeśli chodzi o gościnność, to niestety Tajwańczycy zachowują się podobnie - jesli już opuszczą cię do domu, to zostaniesz uraczona jedynie szklanką wody. A jeszcze lepiej byś miała swój własny kubek z wodą ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, myślałam, że gościnność w Azji wygląda trochę inaczej. Stereotypy w mojej głowie...
      Fachowców zazdroszczę. Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Choć z wieloma kwestiami się z Tobą zgodzę, to fragment o braku kompetencji wywołał u mnie salwy śmiechu. Mam wrażenie Gosiu, że miałaś do tej pory niesamowitego pecha. O tak wielkich pomyłkach jeszcze nie słyszałam i na szczeście nie miałam do czyniena. Dzięki Bogu ;) Nie mówię, że Holendrzy są zawsze i w pełni kompetentni, też znajdę powody do narzekania, ale nie inne niż miałoby to miejsce w Polsce. Trzymam kciuki, że będziesz miała też nieco pozytywnych doświadczeń z urzędnikami i bardziej zmotywowanymi budowlańcami/monterami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od 3 lat zbieram się do napisania posta o tych urzędniczych błędach. Naprawdę nasze początki tutaj były pod tym względem rekordowe. To, co znalazło się w tej krótkiej notce, to wierzchołek góry lodowej. Teraz jest o niebo lepiej, bo rzadko mam kontakty z urzędami. Może i pech (wiadomo, Polacy zawsze mają pecha!), ale podobne historie słyszę od wielu Holendrów.Fachowców zresztą też szukają często w Niemczech - w sąsiedztwie standardem jest np. zamawianie mebli kuchennych w D. Justyna, życzę Ci, żebyś nie miała takich przejść jak ja przy przeprowadzce, ale zawsze sprawdzaj dobrze uitreksel. :)

      Usuń
  8. Pracujac w hotelu spotykalam bardzo duzo Holendrow. Bardzo pewni siebie, bardzo 'zaborczy' np ; ' za ta cene nalezy mi sie pokoj lepszy', ' zostawalem w roznych hotelach na calym swiecie I w zyciu nie widzialem takiego miejsca'. Lubia 'ponizac' : mowic we wlasnym jezyku przy osobach,ktore za kroc nie rozumieja co mowia. Ogolnie nie wywarli na mnie pozytywnego wrazenia. Mozliwe,ze po prostu trafilam na niewlasciwe osoby, badz moze naprawde tacy sa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj chyba są. Za to sami nie lubią, gdy ktoś przy nich rozmawia w obcym języku (przynajmniej w Holandii). :)

      Usuń
  9. Nie wiem ludzie gdzie wy sie chowacie w tej Holandii ale mieszkam tu ponad 25 lat i nie moge jakos tego wszystkiego potwierdzic co autor mial na mysli.Mysle,ze was tu nikt za kare nie trzyma, powinniscie byc wdzieczni ,ze dano wam godnie zyc,bo w Polsce to dopiero byscie skomleli,ale i tak to malo dla was.Teraz w Polsce juz bedzie tylko dobrze, miod bedzie plynal ulicami, pakowac manatki i jeden kierunek.Znam wielu Polakow ,ktorzy jakos sie zaklimatyzowali i nie placza ,jak niektorzy tutaj.Polakowi to wszedzie zle, wszedzie go chca okrasc.Szkoda i zal ,ze jestesmy takimi malkontentami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Holly, niestety w Twoim komentarzu również sporo jest narzekania, a mało zadowolenia i pozytywnego myślenia. Cóż, cecha narodowa, czyż nie? Niestety podobne komentarze pojawiły się również pod innymi wpisami z tego cyklu. Być może nie do końca właściwie sformułowałyśmy swoje założenia... Akurat tak się składa, że ani ja ani inne członkinie Klubu do tych narzekających nie należymy. Za to na pewno czuję się dobrze zintegrowana w Holandii.
      Jak to się stało, że przez 25 lat nie zauważyłaś żadnych różnic pomiędzy życiem w Polsce i Holandii, nie wiem. Wiem, że im człowiek lepiej zintegrowany i im lepiej zna język, tym więcej szczegółów dostrzega. Inna sprawa, dlaczego Ty i jacyś mityczni "my", to dwa różne światy. Mam wrażenie, że zakładanie, iż jedni emigranci są lepsi od innych i z lepszego powodu wyjechali, prowadzi do nikąd (hejt?). Jeśli masz ochotę dowiedzieć się, skąd się tu wzięłam, co robię ijak wygląda Holandia moimi oczami, zapraszam do poczytania więcej niż jednego posta.

      Usuń
  10. Droga Holly. Przeczytaj prosze ze zrozumieniem cel tego wpisu. Rozprawiamy sie z tym co nas w nowy krajach uwiera, co nie znaczy, ze nie ma nasz nowy kraj pozytywow. Czest wrecz na codzien wady nam nie przeszkadzaja. Ten projekt sklonil nas do spisania wszystkiego. Wiec wrzuc prosze na luz. Z jakiegos powodu kazda z nas wyechala a wiekszosc nie wraca... Pozywnego podejscia zycze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celny komentarz. Dzięki! Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  11. Moim zalozeniem nie bylo obrazanie nikogo,to po pierwsze,ja tylko odnioslam sie do postow pod blogiem,czyli do ludzi ,ktorzy tutaj narzekaja i narzekaja.Wszystko ich denerwuje ,debilni ludzie, debilna pogoda ,leniwi Holendrzy, glupi lekarze z ich paracetamolem itp ,itd.Chodzi mi tylko o to ,ze jak mi jest gdzies zle, staram sie to poprawic ,zaczynajac od siebie.Jade np gdzie indziej,wyprowadzam sie ,zmieniam prace,a nie czekam az mi manna z nieba spadnie,bo mi sie nalezy.Drazni mnie strasznie,ze wyjatkowio Polacy stale narzekaja,ale od siebie to nic nie wymagaja.powtarzam, w Polsce zmienila sie wladza, slyszlam tu wsrod Polakow ,ze beda jechali do Polski,bo w koncu bedzie dobrze,ale jakos nadal tkwia tu w tej debilnej Holandii.Niech nie robia z siebie posmiewiska.Jeszcze raz powtarzam ,nie bylo moim celem zadne hejtowanie autorki bloga,ale ludzi piszacych pod nim by w koncu cos zrobili ze swoim smutnym zyciem w Holandii a nie wyzalali sie na forach.Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo mi miło. Z drugiej strony nie zauważyłam pod moim tekstem komentarzy specjalnie niekorzystnych dla Holendrów - głównie były to porównania z Norwegami i Szwedami. I prawie nikt z komentujących nie mieszka w Holandii - akurat mieszkanka Holandii wystąpiła z komentarzem bardzo pozytywnym. Rozumiem więc, że Twój komentarz był bardziej ogólny i odnosił się do rozmaitych forów dyskusyjnych. A to już inna para kaloszy. Jedni lubią narzekać, inni mają ku temu poważne powody - nie mnie oceniać, czyje wypowiedzi są prawdziwe, a czyje krzywdzące. Ale to że ktoś krytykuje albo marudzi nie upoważnia do tego samego w jego kierunku (włączając obraźliwe słowa). Dyskusja - ok, pyskówki - po co? W przeciwnym wypadku internet stanie się wyłącznie przestrzenią uzewnętrzniania frustracji. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. My wlasnie jestesmy na Klubie grupa wyjatkowo nie narzekajaca, wiec raz dalysmy sobie upust ;) ale nasze narzekanie nie zmienia wciaz faktow, ze w wiekszosc kochamy nawe nowe ojczyzny/miejsca pobytu i mieszkani.

      Usuń
  12. Zgadzam sie w calej pelni. Lekarz pierwszego kontaktu to cerber, chroni specjalistow przed uciazliwymi pacjentami. A chyba najbardziej z arogancja. Z tym, ze nie dotyczy to kazdego, ale na tyle duzej ilosci, ze tez moge sie pokusic o stwierdzenie arogancji wrodzonej u Holendra.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ooo kurcze! A myslalam, ze tylko ja jedyna mam takie odczucia :D Jak się ciesze, ze nie jestem sama! :) Niestety ich brak kompetencji uważam, za najwieksza zmore tego kraju, przez która wiele ludzi, ma poważne problemy od strony prawnej. Konfrontacji unikają, bo wiedza, ze "odwalaja" swoja prace. Sa swiadomi swoich "kompetencji", stad unikanie konfrontacji. Uwazam, ze zbyt luźno podchodzą do tematow poważnych. Zbyt wolno działaj. Za dużo w tym wszystkim pragmatyzmu. Kraj nie dla mnie, i mój nigdy ni będzie. Jeszcze kilka lat i wracamy do Polski <3 Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dużo takich jak my, którzy narzekają.
      Co do świadomości kompetencji, to mi się wydaje, że wręcz przeciwnie, są pewni, że są świetnymi specjalistami. Ale w sumie to nie ma znaczenia, skoro efekt końcowy taki sam.
      Wytrwałości i optymizmu życzę! :)

      Usuń
  14. Dziękuję za ten wpis, Gosiu. Masz bardzo dobre pióro, świetny zmysł obserwacji i potrafisz dobrze ubrać to w słowa. Żyję w Holandii dziesiąty rok i mam bardzo podobne obserwacje. Z tym, że im dłużej znam Holendrów, tym ciężej mi ich lubić. Z żadną inną nacją tak nie miałem. Stale uśmiechnięci, ale jakby byli pozbawieni głębi, ciepła, w ogóle emocji. Tylko nadymany, wymuszony optymizm i przesadny pragmatyzm. I jeszcze tylko za każdym razem nie mogę uwierzyć, że są osoby, które długo tu żyją i wcale tego nie dostrzegają. W każdym razie gratuluję bloga i życzę sukcesów. Robert.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zyję tu już 4 lata, i dla mnie holendrzy są zimnym narodem bez ducha

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...