9 czerwca 2015

Spacerem po Gdańsku - cz. 4

W ostatnich 3 postach (1, 23) pokazałam Wam trochę "mój" Gdańsk. I właściwie miałam zamiar na tym poprzestać. Ale pomyślałam sobie, że napiszę jeszcze jeden post - kulinarny. I polecę wam nową knajpkę, która poznałam ostatnio.

Restauracji w Gdańsku jest niemało. I za każdym moim pobytem odnotowuję pojawienie się kolejnych. Dla mnie w ogóle restauracje w Polsce to raj - uwielbiam dobrze zjeść (chociaż akurat się odzwyczajam), a tam można i to jeszcze na dodatek przyjemnie niedrogo. 

Aktualnie Gdańsk przeżywa wysyp restauracji i bistr z włoską kuchnią. Właściwie nie jest dla mnie jasne, dlaczego ten trend jest tak silny. W każdym razie bardzo pozytywne jest to, że liczba knajpek rośnie w postępie geometrycznym.  I to nieraz w najmniej oczekiwanych miejscach. Na przykład na odnowionej ulicy Wajdeloty we Wrzeszczu powstało co najmniej kilka, m.in. wegańskie bistro Avocado lub makarony Knödel. To miejsce staje się nowym zagłębiem restauracyjnym Gdańska! Dla mnie, rodowitej wrzeszczanki, to wspaniałe. A z drugiej strony zastanawiające. Bo nie jest to wcale centrum miast, ani nawet dzielnicy. Właściwie ubocze. Jeszcze niedawno w tej dzielnicy trudno było znaleźć jakikolwiek lokal. A tu proszę, coraz to nowe niespodzianki! 

Za ostatnim pobytem w Gdańsku znaleźliśmy we Wrzeszczu kolejne miejsce, gdzie gastronomia wspaniale się rozwija: nowo powstające osiedle Garnizon w miejscu dawnych koszar. Podobnie jak ulica Wajdeloty dosłownie rzut beretem od Galerii Bałtyckiej, która jest dziś chyba handlowym sercem miasta. Prawie każdy w końcu tam trafi. Ale zakupy zakupami, a jeśli macie ochotę w trakcie coś przekąsić, to zamiast wciągać fastfoody w galerii, warto przejść się kawałek do Garnizonu. Są tam aktualnie co najmniej 3 knajpki: śniadaniowa Marmolada Chleb i Kawa, Kantyna i nasze ostatnie odkrycie: Lula







Lula to niewielka restauracyjka, jedna z tych o bezpretensjonalnym, spokojnym wystroju. Dzięki niemu oraz bardzo miłej i nienachalnej obsłudze w restauracji panuje przyjemna atmosfera. Menu jest dość krótkie, ale treściwe. Właściwie nie mogę Wam polecić konkretnych dań, bo jak dziś zauważyłam, nie ma już w karcie potraw, które jadłam miesiąc temu. W Lula używane są bowiem sezonowe świeże produkty. I zdecydowanie to popieram! Dzięki temu za każdym razem czeka nas niespodzianka. Wypróbowaliśmy makaron z boczniakiem, który był przygotowany bez zarzutu. I bardzo ciekawą kombinację z polędwiczką wieprzową w roli głównej. Została podana w towarzystwie zasmażonej kapusty w kawałku, bardzo ciekawego risotto z buraczkami i kiełków. Każdy element tego dania był fantastyczny, ale właśnie ta genialna polędwiczka zrobiła na mnie największe wrażenie. Był to zdecydowanie najlepiej przygotowany kawałek tego mięsa, jaki jadłam w życiu. 




Zamówiliśmy sobie też lemoniady: różaną i lawendową. I one również całkowicie nas podbiły! Dużo owoców, mięta, żadnych tam aromatów - prawdziwe konfitury z płatków róży i wyciąg z lawendy. I jeszcze na dodatek objętość butelki pozwala na długotrwałe cieszenie się wspaniałym smakiem. 


Szczerze mówiąc jestem ciekawa innych dań. Niestety nie daliśmy rady wypróbować więcej, ale to, co spróbowaliśmy całkiem nas przekonało. Lula to zdecydowanie miejsce, do którego będziemy wracać. Mam nadzieję, ze się nie zepsuje!


Inne wpisy z cyklu:

Spacerem po Gdańsku - cz. 1
Spacerem po Gdańsku - cz. 2
Spacerem po Gdańsku - cz. 3

5 czerwca 2015

Spacerem po Gdańsku - cz. 3

Za tym tęsknię najbardziej - morze i plaża. Dlatego pierwsze, co robię zawsze po przyjeździe do Gdańska, to pędzę nad morze. Po 30 latach życia nie dalej niż 2 kilometry od morza bardzo długo nie mogłam się przyzwyczaić do oddalenia od niego. Z czasem oczywiście mi przeszło, ale nie tak zupełnie. Trójmiasto jest pod tym względem cudowne - długie kilometry plaż, a co najważniejsze - zróżnicowanie. Zbliża się lato, a wraz z nim najazd turystów. Jeśli pogoda dopisuje, nie ma przebacz - na trójmiejskich plażach liczba osób na metr kwadratowy przekracza wszelkie normy. Przed sezonem nieco mniej rojnie, ale i tak nie byłabym sobą, gdybym nie szukała najmniej obleganych miejsc. Które oczywiście dla mnie mają największy urok. W Gdyni to odcinek poniżej Kępy Redłowskiej, czyli pomiędzy Orłowem a Redłowem, a w Gdańsku Sobieszewo.

Orłowo to turystyczny highlight, ale w sumie rzadko widywałam tam tłumy. A tym bardziej za klifem. Tam już zapuszczają się tylko "wytrwali" psacerowicze. A warto. Nie orłowskie molo, nie gdyński bulwar, tylko właśnie plaża i klify pomiędzy nimi są w Gdyni najciekawsze.












W Gdańsku natomiast warto wybrać się aż na Wyspę Sobieszewską. Najlepiej zacząć wędrówkę tuż przy ujściu Wisły Śmiałej, od Ptasiego Raju, rezerwatu wodnych ptaków. Jeszcze latem ubiegłego roku można było przejść po kamiennej grobli oddzielającej Jezioro Ptasi Raj od Wisły - aktualnie jest ona zamknięta z powodu remontu i nie wiem, czy jeszcze będzie można tamtędy spacerować (podobno ptaki się płoszą). Ale ptaki można a szczęście obserwować ze ścieżki prowadzącej przez rezerwat po drugiej stronie, pomiędzy Ptasim Rajem a Jeziorem Karaś. Szkoda, bo samo przejście po grobli było ciekawym przeżyciem, zwłaszcza w sztormowe dni. 








Po przejściu przez rezerwat dochodzimy do plaży, najbardziej dzikiej i nieujarzmionej w całym Trójmieście. Zawsze pełno tam pięknych gałęzi i pni wyrzuconych przez morze, a w piasku można znaleźć całkiem ładne kawałki bursztynu. Plaża w pobliżu samego ujścia Wisły jest zwykle zupełnie pusta, im dalej, tym więcej ludzi, ale tu tłoczno nie jest nawet w największy upał. Tyle, że kąpieli nie polecam. Ta plaża jest zawsze narażona na zanieczyszczenia z rzeki i portu. Ale za to jaka piękna!












Wrócić można przez las. Sobieszewskie wydmy i sosnowy las są również piękne, a wiosną pełne śpiewu ptaków, które tu gniazdują. 










Inne wpisy z cyklu:
Spacerem po Gdańsku - cz. 1
Spacerem po Gdańsku - cz. 2
Spacerem po Gdańsku - cz. 4

2 czerwca 2015

Top 5 moich ukochanych miejsc w Holandii

I znowu przede mną wyzwanie: majowo-czerwcowy projekt Klubu Polek na Obczyźnie, w ramach którego powstał ten post. Tym razem zadaniem blogerek jest wybranie swoich 5 ulubionych miejsc w kraju zamieszkania. TYLKO pięciu! To niełatwe chyba dla większości z nas, bo przecież w każdym kraju pięknych miejsc są dziesiątki. Tak jest oczywiście również i w Holandii. Chociaż na pierwszy rzut oka kraj wydaje się wyjątkowo jednostajny i monotonny, a przy tym jest dość mały, to jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że i tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Ja znalazłam. Większość moich ulubionych miejsc znajduje się niedaleko od domu. Moja mała Holandia:
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...