1. Ruchome wydmy Kootwijkerzand
W Holandii jest kilka miejsc z piaszczystymi wydmami położonymi w dużej odległości od morza. Można je znaleźć w Brabancji, Drenthe, Overijssel oraz w Veluwe. I to właśnie tam leżą moje ukochane wydmy Kootwijkerzand, miejsce, do którego wybieram się bardzo często, żeby odpocząć w samotności. Miejscami piaszczyste pagórki, na których wiatr tworzy piękne wzory, miejscami łachy pokryte trawami, mchami i porostami zmieniającymi barwy o różnych porach roku, wzgórki z pojedynczymi fantazyjnie powyginanymi sosnami, wrzosowiska, wreszcie rzadki las. Co kilkanaście metrów inny krajobraz, inne kolory. Las, pustynie, łąka, jak w kalejdoskopie. I, co najważniejsze, pusto! Kootwijkerzand jest miejscem zupełnie nieznanym turystom. Pojawiają się tam jedynie wielbiciele trekingu, jazdy konnej w terenie oraz piknikujące rodziny. Ale że teren jest rozległy, znając odpowiednie miejsca, możemy być prawie zupełnie sami. Pięknie jest o każdej porze roku. Więcej o Kootwijkerzand tu.
2. Amersfoort
Moje miasto to kwintesencja prowincjonalnej Holandii. Niby duże, ale małe. Stare mury mają w sobie nieuchwytny urok. Przechadzki po starówce i plantach dają zawsze wiele przyjemności. Podobnie jak przesiadywanie w kawiarnianych ogródkach i restauracjach, z których Amersfoort słynie. Więcej o atmosferze miasta we wcześniejszych postach (tu i tu).
3. Plaże i wydmy nadmorskie
Przez pierwsze 30 lat mojego życia mieszkałam nie dalej niż 2 kilometry od plaży i po przeprowadzce do Niemiec bardzo mi tego brakowało. W Holandii też nie wylądowaliśmy nad morzem, ale przynajmniej w odległości pozwalającej wybrać się nad nie nieco częściej niż raz na rok. Godzinka drogi i jesteśmy. Holenderskie plaże są piękne, szerokie i wietrzne. Ale chyba jeszcze piękniejsze są nadmorskie wydmy. Mnie najbardziej podobają się te w Zandfoort i na wyspie Texel. Ale wielu miejsc jeszcze nie widziałam, więc może się to zmienić.
4. Spakenburg
Bunschoten-Spakenburg to niewielkie miasteczko w pobliżu, kilkanaście kilometrów od Amersfoort. Od mojego domu przez łąki zaledwie 8. Położone nad jeziorem Eemmeer, odnogą Markenmeer (czyli tej wielkiej wody niegdyś oddzielonej tamą od morza), jest typowym holenderskim miasteczkiem rybackim. Małe, zadbane, jak z pudełeczka. Najbardziej urokliwy jest port, pełen starych płaskodennych łodzi, typowych dla holenderskich jezior i kanałów. Jest też mała stocznia, w której te stare łodzie są naprawiane, a obok deptak, na którym można znaleźć kawiarnię z widokiem, zjeść świetne lody, a na sobotnim targu nabyć drogą kupna różne smakołyki (niestety w dość wygórowanych cenach). A przy okazji poprzyglądać się miejscowym, którzy żyją sobie spokojnie i na luzie. W tym również starszym paniom, które kultywują tradycję ubierania regionalnego stroju na co dzień.
5. Poldery
Z pozoru nudne, ciągnące się po horyzont łąki, osuszane pracowicie od wieków. Co tam może być ciekawego? Przyjeżdżając do Holandii też tak myślałam. Tymczasem dziś spędzam wiele czasu na pieszych i rowerowych wędrówkach po najbliższych polderach. Jeden z nich, Arkemheense Polder zaczyna się kilkaset metrów za moim domem. To jeden z najstarszych holenderskich polderów, osuszony już w XIV wieku. Leży pomiędzy Putten, Nijkerk, Bunschoten-Spakenburg i Amersfoort, częściowo nad wąską odnogą jeziora Eemmeer.
Arkemheense Polder jest najpiękniejszy na wiosnę, kiedy trawa jest soczyście zielona, na kanałach zaczynają pojawiać się lilie wodne i wszędzie pełno jest ptaków, które robią niezły hałas. Na polderach gniazduje wiele gatunków: najczęściej widuje się najbardziej typowe kaczki, łabędzie, gęsi, żurawie, kormorany. Ale są i bociany, bąki, rycyki, czajki, skowronki i moje ulubione siwe czaple. Akurat teraz wszystkie z młodymi. Plus wielkie stada krów i owiec, a na polach króliki, kuropatwy i bażanty. Tak blisko od cywilizacji (z wielu miejsc widać okoliczne miasteczka i autostradę), a taki przejmujący spokój.
* Ten projekt jest dedykowany Stowarzyszeniu Piękne Anioły.
Jeżeli spodobał Ci się mój post, możesz wesprzeć Fundację dowolną kwotą. Więcej informacji na naszym blogu: http://klubpolek.pl/?page_id= 1702
Ciekawy wpis! Też uwielbiam czaple - na Jurze ich pełno :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ja właśnie czaple tak polubiłam w Stuttgarcie. Też nas często odwiedzały. Te tutejsze jeszcze chętniej przebywają w pobliżu ludzi. W ogóle się nie płoszą, takie odporne. A może cierpliwe. :)
Usuń