źródło |
Dwa krzesła: czarne i białe.
Minimalistyczne dekoracje: czarno-białe parawany. Na scenie para: czarna
sukienka w białe grochy, czarny garnitur i białe skarpetki. „Małżeństwo,
jak każda sztuka, nie może się obejść bez scen.”
Tak zaczął się spektakl „Sceny
niemalże małżeńskie Stefanii Grodzieńskiej” 07.11. w Teatrze Kikker w
Utrechcie. Pierwsze skojarzenie: lata 60., kabaret literacki. Od razu rzuca się
w oczy finezja tekstu. To właściwie nie jednorodne przedstawienie, a ciekawie
dobrany zbiór pojedynczych scen. Grażyna Barszczewska wybrała je pracowicie
spośród wielu tekstów Stefanii Grodzieńskiej, z wielką lekkością piszącej przez
długie lata satyryczne monologi, skecze i felietony. O dodaniu do nich kilku
piosenek Jerzego Jurandota, męża autorki, powstała niezwykła całość – barwna,
choć z wyglądu biało-czarna.
Na scenie tylko 2 osoby: ona i
on. Chwilami pewnie alter ego samej Grodzieńskiej i Jurandota, chwilami obojga aktorów,
chwilami po prostu anonimowa kobieta i anonimowy mężczyzna. Przeplatają się wątki,
rozwijają różne sytuacje. A ciągle chodzi o miłość i skomplikowane relacje
damsko-męskie. Niesamowity humor Grodzieńskiej, chwilami zupełnie abstrakcyjny,
gry słowne, groteska… Na widowni śmiech do łez, ale i wzruszenie. Bo kto z nas
nie przeżył tysiąca podobnych sytuacji. Męskie nawyki i babskie humory, męskie
trudności komunikacyjne i kobieca logika – niesłychanie trafnie podpatrzone
sytuacje z życia codziennego. Świat się zmienia, ale te stereotypowe
problemy pozostają, więc chociaż większość tekstów ma już kilkadziesiąt lat,
nie straciły na aktualności.
Spektakl tętni życiem nie tylko
dzięki tekstowi – ważne jest też wspaniała gra aktorska. Wyjątkowo dobrani
wykonawcy. Grażyna Barszczewska, która przygotowała spektakl, w swoim żywiole - subtelna, dowcipna, z pięknym głosem. Obok niej Grzegorz Damięcki – doskonały w komediowym
repertuarze. Niesamowity głos, zwłaszcza w piosenkach, przekomiczna mimika. Amant i klown. Doskonale się
uzupełniają. Dzięki nim obojgu wchodzimy w klimat ironicznego, a jednak
pogodnego i miłego sercu konfliktu płci. I wisienka na torcie: radiowy głos z offu - to Andrzej
Poniedzielski, który sprawował opiekę artystyczną nad przedstawieniem, a
jednocześnie zagrał rolę Ducha Teatru, spinając poszczególne sceny.
Całość jest niezwykle spójna.
Grażyna Barszczewska dokonała wspaniałego wyboru wspaniałych tekstów. A
aktorstwo dwojga dopełniło dzieła. Spektakl cieszy się niegasnącą popularnością - grany był już ponad 200 razy.
Takiej okazji nie mogłam przepuścić, zwłaszcza że nie mam okazji zbyt często delektować się polską sztuką. W tym wypadku był to świetny wybór. Sporo śmiechu, trochę refleksji nad tym, jak stereotypowo zachowuje się większość z nas. I przede wszystkim wspaniale spędzony czas w miłym towarzystwie. Wielkie dzięki dla Sceny Polskiej, której wysiłkom zawdzięczamy sprowadzenie tego spektaklu do Holandii.
Takiej okazji nie mogłam przepuścić, zwłaszcza że nie mam okazji zbyt często delektować się polską sztuką. W tym wypadku był to świetny wybór. Sporo śmiechu, trochę refleksji nad tym, jak stereotypowo zachowuje się większość z nas. I przede wszystkim wspaniale spędzony czas w miłym towarzystwie. Wielkie dzięki dla Sceny Polskiej, której wysiłkom zawdzięczamy sprowadzenie tego spektaklu do Holandii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz