Bez czego Holender doskonale daje sobie radę
Ostatnie dwa posty poświęciłam niezbędnikom Holendra. Ale oczywiście każdy kij ma dwa końce. Są więc i takie rzeczy, bez których Holendrzy świetnie dają sobie radę. I o tych właśnie dzisiaj:
1. Parasol
To pewnie dla wielu osób niespodzianka. Bo przecież w Holandii ciągle pada. No i może właśnie dlatego Holendrzy nie są zbyt przywiązani do parasoli. To znaczy mają ich wiele, ale niekoniecznie używają codziennie. Do deszczu się po prostu przyzwyczaili. Parasoli używa się wtedy, gdy leje jak z cebra. Ale najczęściej wcale tak nie jest: wilgoć po prostu wisi w powietrzu i opada jako zimna mżawka. A przy takiej nikt nie zhańbi się noszeniem parasola. Zwłaszcza, że w Holandii często mocno wieje, a wtedy tylko narażamy się na zniszczenie parasola.
2. Tradycje świąteczne
Zostały niestety skutecznie wytępione. Holenderskie Boże Narodzenie nie ma takiego klimatu jak na przykład polskie. Ale i tak w ogóle się te święta obchodzi. Za to na przykład Wielkanoc nie wiąże się już z żadnymi tradycjami. Oprócz uwielbianego Sinterklaasa (Świętego Mikołaja) i Dnia Króla właściwie nie widać gołym okiem żadnych świąt. No, może jeszcze w dniu Św. Marcina (Sint Maarten) coś się jeszcze dzieje. Kiedy i dlaczego się to stało, nie wiem. Przypuszczam, że miało sporo wspólnego z sekularyzacją i odrzuceniem "mieszczańskiego" stylu życia w latach sześćdziesiątych. Ale nie do końca rozumiem, jak to się mogło stać, zwłaszcza, że silne więzi rodzinne pozostały. Szkoda! Jak dobrze poszukać okazuje się, że w Holandii istniały piękne tradycje.
3. Czapka
Zimy, takiej ze śniegiem i mrozem, często się w Holandii nie uświadczy. Zimową porą temperatury oscylują najczęściej w okolicy +3 stopni. Oczywiście odczuwamy ją jako niższą ze względu na wysoką wilgotność, ale jednak patrząc na termometr (albo sprawdzając w buienradar) widzimy wartości dodatnie, czyli czapki niepotrzebne. Używa się ich tylko wtedy, gdy temperatura spadnie mniej więcej do -3 stopni, no chyba że dla lansu. Co ciekawe, nawet dzieci czapek unikają za pełną aprobatą rodziców. I to już od maleńkości. Chociaż moje dzieci nigdy nie były poddane typowemu dla Polski przegrzewaniu, zakładaniu rajstopek, podwójnych swetrów, czapek przy temperaturze 12 stopni itp., to jednak w pierwszym roku po przeprowadzce szokowało mnie, gdy widziałam niemowlęta w wózkach spacerowych z gołymi główkami. Rekord świata to dziecko sąsiadów urodzone pod koniec listopada, które 4 dni później widziałam na pierwszym spacerze bez czapki.
4. Sandały
Kolejny przykład dotyczący holenderskiego klimatu. Mimo że niekiedy jest bardzo ciepło Holendrzy rzadko używają sandałów. Właściwie głównie podczas wakacji zagranicą. Tu po prostu zbyt mocno ciągnie od ziemi, która zawsze pozostaje wilgotna. Szczególnie na północy kraju, gdzie większość terenu to poldery. Jeżeli więc już rezygnuje się z pełnych butów, to od razu na korzyść japonek.
5. Komfort na wakacjach
Holendrzy lubią wygodę i na codzień niechętnie rezygnują z rozmaitych gadżetów ułatwiających życie. Wyjątkiem są wakacje. Spędzane najczęściej na kempingach - o czym już zdarzało mi się pisać. A więc namiot albo kamper, w nim pozwijane byle jak sportowe ciuchy i niezbędne sprzęty. I całe 2 czy 3 tygodnie na dworze. Minimum gotowania, sprzątania i w ogóle jakiejkolwiek działalności - tylko wypoczynek. Nie musi być luksusowo - toaleta i prysznic mogą być kilkaset metrów dalej, prowizoryczne posiłki przygotowywane na jednopalnikowej kuchence itd. Podziwiam i zazdroszczę.
6. Kupowanie wakacji w pakiecie
Jako że wakacje należy spędzać na kempingu, wizytę w biurze podróży statystyczny Holender może sobie odpuścić. Nawet jeśli planuje wyjazd innego rodzaju rzadko kiedy splami się kupnem pełnego pakietu wakacyjnego (przelot + hotel + transfer + opieka); w razie czego po prostu zaplanuje wszystko sam w będzie szukał najlepszych okazji w sieci. Osobno lot, osobno hotel, wynajem samochodu itd. W każdym razie all inclusive nie dla Holendrów!
7. Ciepło w domu
Holendrzy przyzwyczajeni są do chłodu w domu. Termostaty ustawia się często na niską temperaturę, a na noc ogrzewanie często wyłącza. Na mnie nie robi to wielkiego wrażenia, bo ze względu na choroby dzieciaków od lat robimy podobnie. Ale osobom przyzwyczajonym do miłego ciepełka może nie być komfortowo. Nie do końca wiem, skąd to przyzwyczajenie. Wiele osób mówi, że z oszczędności, ale ja mam raczej wrażenie, że ma związek z kiepską izolacją budynków (oczywiście nie nowych, ale starsze mają byle jaką izolację i ciepło po prostu ucieka) z jednej strony, a tutejszą pogodą z drugiej. Silny wiatr i woda pod fundamentami nieraz i nowe budynki skutecznie schładzają, a poza tym nie jest miło ze zbyt mocno nagrzanego pomieszczenia wychodzić na ziąb, to i lepiej za mocno się nie dogrzewać.
8. Ciepła woda w kranie w toalecie
Nie jest to tylko holenderska specjalność. Zimną wodę do mycia rąk znam dobrze z Niemiec. Ale tam raczej tego typu rozwiązania stosuje się w miejscach publicznych. Tymczasem Holendrzy montują tylko zimną wodę w domowych toaletach. W połączeniu z
9. Polecenia i pouczanie
Ten punkt będzie mi na pewno najtrudniej wytłumaczyć. Bo jak może być zorganizowane życie bez poleceń? Przecież istnieje mnóstwo instytucji o hierarchicznej strukturze. Fakt, ale jednak poleceń Holendrzy nie lubią. Na przykład w pracy. Pracownicy gotowi się obrazić na szefa, który powie: "Proszę zrobić to czy tamto, w taki a taki sposób". Albo powiedzą po prost: "Jak masz takie pomysł i zależy ci, żeby było tak zrobione, to sam zrób". Bo przecież, jeśli firma zatrudniła pracownika, to musi wierzyć w jego kompetencje. To on sam wpadnie na pomysł, jak coś wykonać, sam wszystko zaplanuje i zrobi tak, jak umie i lubi. I tak ma być. Nam Polakom trudno to zrozumieć, tu jest to dla każdego oczywiste. Choćby dlatego, że do takiego podejścia przyzwyczajają się dzieci od małego. W domu rodzice przedstawiają swoje pomysły i negocjują. W szkole nauczyciele wykładają i zachęcają do spróbowania samemu, do wyrażenia własnej opinii i wykonania zadania w dowolny sposób. I choćby ktoś wpadł na bezsensowny pomysł, nie usłyszy, że ma zrobić inaczej; po prostu na koniec sam oceni efekt swojej pracy.
10. Firany w oknach
Firan w Holandii niewiele. Zwłaszcza w wielkich oknach na parterze. Jeżeli już, to raczej różnego rodzaju rolety czy żaluzje. I to takie mocno przepuszczające światło. Albo przyklejona na część szyby ozdobna folia. Zresztą popularne są też takie żaluzje i rolety, które można ustawić tylko na środkową część okna. Przyczyna podstawowa to po prostu mała ilość światła słonecznego. Przez większą część roku na dworze szaro-buro, więc człowiek chce jak najwięcej światła do domu wpuścić. Podobno jest i inne wytłumaczenie: Holandia to kraj rybaków i marynarzy, których często nie było w domu długimi miesiącami. Wielkie i odsłonięte okna miały zapewniać im kontrolę nad żonami, które dzięki temu musiały się pilnować i pod nieobecność mężów zachowywać cnotliwie w obawie przed wzrokiem sąsiadów. Ot, taki staroświecki prosty Big Brother - może to właśnie z tego zwyczaju narodziły się programy typu reality show (rzeczony Big Brother to przecież produkt holenderski).
Dodałabym suszarkę do włosów:)
OdpowiedzUsuńRacja! Mokre włosy każdego ranka to przecież atrybut Holenderki. Dzięki za podpowiedź. :)
UsuńBardzo ciekawe szczegóły! W zasadzie wszystko było dla mnie niespodzianką :) Ale obawiam się, że Holandia nie jest krajem dla mnie.. bardzo nie lubię chłodu i to "miłe ciepełko" w mieszkaniu jest dla mnie podstawą komfortu ;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńha! W kunmińskich mieszkaniach ogrzewania w ogóle nie ma, chociaż zimy są stosunkowo podobne temperaturowo do Holandii - czyli nie tylko Holendrzy wpadli na ten pomysł :) Oj, chyba by się podobało mojemu mężowi w Holandii!
OdpowiedzUsuńCzytałaś może książkę "Amsterdam. Historia najbardziej liberalnego miasta na świecie" by Russel Shorto. Z jego pracy wynika, ze Holendrzy nigdy nie mieli obchodów świąt. I to nie jest kwestia sekularyzacji bo oni nie bardzo mieli co sekularyzować. Oni nigdy nie byli poddanymi i oparli się królowi Francji, Hiszpanii i nie narzucili sobie płacenia podatków kościołowi. I wtedy też ich obchody przybierały formy kpiarskie.
OdpowiedzUsuńI oni zawsze byli wolni, mogli się swobodnie przemieszczać. Im nigdy nikt nie mówił co i jak mają robić. Oni od urodzenia byli i są niezależni:-)
Bardzo ciekawe! Nie czytałam. Nie znam niestety historii Holandii aż tak dobrze, żeby wiedzieć o takich szczegółach. Ale mam wrażenie, że jednak jakieś tam tradycje mieli. Na przykład katolicy ciekawe palmy na Palmową Niedzielę. Protestanci do dziś obchodzą Św. Marcina - dzieci śpiewają piosenki po domach i zbierają słodycze albo owoce. Dziś są oczywiście papierowe lampiony, ale słyszałam od znajomych, że jeszcze 30-40 lat temu na wsi robiło się je z buraków cukrowych.
UsuńA tak z innej beczki: niezależni od kościołów i od władzy, to może i są. Prześmiewczy - na pewno. I wo ogóle mają się za indywidualistów. A jednak większość bardzo nie chce odstawać od reszty i często jak stadko baranów ciągną... :-)
Dokładnie o tym pisze Russell Shorto. Wyjaśnia dlaczego z jednej strony Holendrzy są niezależni a z drugiej chcą budować społeczność;-) Książkę polecam, sama dałam książkę w obieg do czytania bo uważam że jest wiele mitów na temat Holandii jak to ze narkotyki tam są dozwolone, a one tam nie są zakazane ale to nie jest to samo;-) Niby mały kraj a taka różnorodność;-)
UsuńMyślę że w krajach gdzie funkcjonowanie silnie zależy od przyrody kładzie się nacisk na budowanie społeczeństwa bo w razie żywiołu nie ma miejsca na sprzeczki tylko skupiają się na pomaganiu sobie wzajemnie. Takimi krajami są Japonia, NZ i Holandia też może się do nich zaliczać. Może nie jest to tak silne jak na wymienionych wyspach ale mają namiastkę tego;-)
Też chętnie przeczytam.
UsuńCoś w tym jest, że społeczeństwa integrują się silniej tam, gdzie muszą walczyć z żywiołami. Ale myślę, że w przypadku Holandii to społeczne współdziałanie wynika również z innych uwarunkowań historycznych. Jedno z nich to właśnie wspomniana przez Cibie niezależność, w sensie szybkiego wyzwolenia się z feudalizmu. Z tym wiąże się budowanie społeczeństwa opartego na mieszczaństwie. A w mieście ludzie skupieni blisko siebie. Szybsza specjalizacja I tak dalej. To społeczeństwo budowało się od kilku wieków.
Z tego co pisze RS to oni nigdy nie byli społeczeństwem feudalnym, zawsze byli wolni. Nawet rybacy, rolnicy - grupy po za mieszczanskie - zawsze byli wolni, stanowili o sobie i może właśnie stąd nigdy nie należy mówić Holendrowi co ma robić. Bo jednego dnia mógł przenieść się do miasta i wieść inne życie. Każdy Holender umiał czytać to też nawet tramwaje wodne miały rozkład jazdy. A umiejętność czytania jednak pokazuje świadomość społeczeństwa. W dzisiejszej Portugalii nie wszyscy potrafią czytać, choć dotyczy to już raczej starszych osób. Ale Holendrzy od samego początku jak wprowadzano drukowane książki umieli czytać. Oni też chwała się tym, że u nich każdy może awansować społecznie dzięki swej pracy.
UsuńPo tej książce ich zachowanie, podejście do świata ładnie mi się wyjaśniło i uzupelnilo;-)
I to ich mieszczanstwo wynika też z tego, że ziemia u nich jest cenna, sami musieli sobie przygotować bagna na których budowano Amsterdam. Ich mieszczanstwo czy też mieszkanie blisko siebie to trochę konieczność.
UsuńZbudować powierzchniowo mały kraj na bagnie z dość dużą liczbą ludzi i jeszcze się nie po zabijac to wyzwanie;-)
Bardzo dziwne jest że Anonimowy uznaje Holendrów za ludzi wolnych, bo według mnie to najbardziej (lub jeden z najbardziej) zniewolonych narodów w Europie.
UsuńMuszą płacić ogromne podatki od wszystkiego, sami opłacać ubezpieczenie razem z ryzykiem własnym.
Bardzo wiele rzeczy w Holandii jest w abonamencie, chcesz chodzić na basen czy siłownie? Proszę bardzo tu jest abonament na cały rok.
Muszą płacić podatek od oszczędności!!
Bardzo restrykcyjny obowiązek meldunkowy.
Ciągłe jaja z belastingiem (zwroty, nadpłaty, niedopłaty)
Ogromna tolerancja do wszystkiego która nie pozwala im na swobodne wyrażąnie myśli.
O tym też pisze RS, ze w sumie na dobrą sprawę trochę się sami zapętlili z niektórymi przepisami, zwłaszcza emigracyjnymi. Na przestrzeni wieków miewali wielokrotnie takie sytuacje.
UsuńA Holendrzy sami też "kombinują", żeby te "restrykcyjne" przepisy ominąć. Ale na zewnątrz będą opowiadać, że przepisy należy przestrzegać:-)
RS wspomina też o polityku znanym ze swych poglądów antycudzoziemskich a jednocześnie ten polityk mieszkał 2 lata w Izraelu, chciał tam zostać na stałe, a do tego ma korzenie indonezyjskie. W Polsce powiedzielibyśmy, że jest bardziej papieski niż sam papież:-) Mały kraj a taki intrygujący:-)
A kwestia poczucia wolności to już indywidualna kwestia i bliżej filozofii. Holendrzy mają swoje własne poczucie wolności, a ja tylko próbuję to zrozumieć. Oni nawet maja własną definicję liberalizmu, która różni się od reszty świata, i może właśnie to jest ten indywidualizm Holendrów:-) Ale ja ich ani nie oceniam, ani nie gloryfikuje tylko próbuję zrozumieć:-)
UsuńCo do tej wolności czy zniewolenia, to skomplikowana sprawa. Anonimowi mają rację: Holendrzy sami siebie uważają za wolnych i to jest najważniejsze. Ja, jak już pisałam, mam pewne wątpliwości, bo widzę często, że ludzie (podobnie zresztą jak w wielu innych miejscach na świecie) kierują się opinią innych. Ale to ludzka rzecz. Co do przepisów, podatków itd., to nie uważam, żeby to wskazywało na zniewolenie. To kwestia umowy społecznej. Jasne, nikt nie lubi zbyt wielu ograniczeń, a już na pewno płacenia podatków. Ale z drugiej strony wszyscy lubią spokój społeczny i ogólny dobrobyt. W Polsce nikt tego nie rozumie, ale w Holandii (podobnie jak w Skandynawii i Niemczech) ludzie wolą płacić dużo, żeby wszystko działało, i dzielić się dochodem z biedniejszymi (nawet ponosząc ryzyko, że znajdzie się pewna grupa wyłudzająca zasiłki) po to, żeby każdy miał wystarczające dochody dla swojej rodziny, bo dzięki temu mniej jest agresji, kradzieży, wandalizmu itd. Więc płacenie wysokich podatków może być wyrazem wolności. Z drugiej strony rzeczywiście Holendrzy też omijają przepisy oraz reguły. Pod warunkiem, że nic im za to nie grozi albo że złapanie jest mało prawdopodobne.
UsuńPozdrawiam wszystkich zaangażowanych dyskutantów! Komentuje, komentujcie!
"W Polsce nikt tego nie rozumie" to moim zdaniem nadużycie. Po prostu płacimy dużo a nie dostajemy adekwatnej jakości stąd inne jest nasze spojrzenie;-)
UsuńI dziś przeczytałam takie o to opinie, które dają do myślenia.
UsuńPolska oczami Serba piłkarza Legii Aleksandra Vukovića:
"Gdyby Polak pojechał do ligi serbskiej, trudno byłoby mu wiele rzeczy zrozumieć i zaakceptować - wy narzekacie, że macie bałagan i niechlujstwo, porównujecie się do Niemiec, a z naszej perspektywy to tu są takie Niemcy. W klubach, na ulicy, w instytucjach państwowych, w gospodarce. Lepiej zorganizowane życie. A ponieważ Polska nie dorobiła się jeszcze marki, na jaką zasługuje, od pierwszego dnia bardzo pozytywnie nas zaskakuje. Zresztą odnoszę wrażenie, że nawet sami Polacy nie mają świadomości, jak dobrze żyją."
"Polacy są mniej wybuchowi, w wielu momentach, w których w Serbii natrafiłbyś na problem grożący dziką awanturą, tutaj nie ma żadnego. Wy się zawsze dogadacie... "
Też prawda, zawsze wszystko zależy od tego, do kogo się porównujemy. Ale oczywiście z reguły porównujemy się do tych lepszych, bo to motywuje, żeby u siebie coś zmienić. Co ciekawe takie porównania mogą zaskakiwać. W ostatnim projekcie Klubu Polek jedna z dziewczyn mieszkająca we Francji w ramach opisu "kraju idealnego" z Polski wybrała czystość, zaradność i szacunek dla pracy i naukę języków obcych (http://notatkiniki.blogspot.fr/2014/10/moj-kraj-idealny-projekt-klubu-polki-na.html). Chyba by mi nie przyszło do głowy akurat te sprawy jako największe zalety Polski przedstawić. Ale widocznie w porównaniu do Francji jednak się wyróżniają.
Usuń@Anonimowy 2 komentarze wcześniej: rzeczywiście to generalizacja. Ale jednak mam wrażenie, że w Polsce króluje takie indywidualistyczne, liberalne (żeby nie powiedzieć egoistyczne) podejście - słyszę to od większości osób przy każdej wizycie w kraju: "Niech każdy dba o siebie, dlaczego ja mam płacić za tych, co nic nie robią" itd. Może mnie to szczególnie razi, bo długotrwałe mieszkanie parę kilometrów dalej zmieniło moje poglądy na bardziej socjalne...
Masz rację, że takie głosy są. Ale to też trochę wynika stąd że wiemy że jest grupa "cwaniaków", która wykorzystuje takie wspieranie, która oczekuje na zawsze takiego wsparcia i która sama z siebie nie próbuje zmieniać, twierdząc że jej się pomoc należy. Stąd może być opór wspierania innych. Nie wszyscy tak robią ale gdy człowiek potrzebuje pomocy to często zostaje sam.
UsuńNa razie nie ma u nas systemowego budowania społeczności, my się sami budujemy w lokalne grupy. Ale nie czujemy odpowiedzialności za sąsiada bo to społeczność młoda.
Dla mnie dużym zaskoczeniem jest jak słyszę od człowieka który 50lat mieszkał w Polsce, w jednym miejscu i urodził się tutaj i mówi "nie jestem u siebie". Zrozumieć taką psychikę to dopiero wyzwanie:-)
Po zderzeniu z Azja dla mnie w całej Europie jestem u siebie:-)
Czegoś takiego jeszcze nie słyszałam! Polak urodzony, wychowany i mieszkający w Polsce "nie jest u siebie"! To musi być bardzo nieszczęśliwy człowiek. Ale może nie żyje w Polsce tylko "w tym kraju"... Ja tam też w Europie jestem u siebie. A przede wszystkim tu, gdzie mieszkam. Niezależnie od tego, gdzie to jest. :-)
UsuńA wiesz czym to tłumaczy, zaborami:-) Jakby je sam przeżył:-) Zawsze milion wymówek żeby nie próbować zmieniać rzeczywistości dookoła siebie.
UsuńNo tak to się często tłumaczy wszelkie społeczne problemy Polaków: zabory i komuna. Na pewno coś w tym jest, nie pomogły te okresy. Tyle że rozbiory to właśnie był efekt problemów z tworzeniem społeczeństwa obywatelskiego (chociaż próby były, tylko spóźnione). Tylko że tłumaczenie się dziś w ten sposób jest, jak zauważyłaś/eś dość śmieszne.
Usuń:)
OdpowiedzUsuń