2 października 2014

Mój kraj idealny



Mój kraj idealny? Spośród trzech krajów, w których dotychczas mieszkałam do ideału najbardziej zbliżają się Niemcy. Oczywiście idealne też nie są, bo takiej możliwości nie ma. Ale jednak za życiem tam ciągle tęsknię. Tymczasem Klub Polek postawił przed bloger(k)ami takie trudne pytanie: jak stworzyć kraj idealny mieszając zalety Polski i kraju, w którym mieszkamy. W moim wypadku Holandii. Więc do dzieła:



Polska:


1. Rodzina i przyjaciele


Nie będę ani trochę oryginalna zaczynając od tego punktu. Każdej/każdemu z nas, mieszkających z dala od Polski, to właśnie naszej rodziny i przyjaciół z dzieciństwa i młodości brakuje. I to oni są najczęściej najsilniejszym argumentem przemawiającym za powrotem. "Oczywista oczywistość"!



2. Różnorodność krajobrazów


Piękna przyrody w Polsce zdecydowanie nie brakuje. Kraj wielki i piękny. I góry i równiny. I morze i jeziora. Gdzie się nie ruszyć napotkamy na coś ciekawego. Ja na dodatek mam to szczęście, że pochodzę z wyjątkowo pięknego miejsca. Nawet nie ruszając się z własnego miasta - Gdańska - miałam tę różnorodność na wyciągnięcie ręki. Szeroka piaszczysta plaża ciągnąca się kilometrami wzdłuż miasta, a zaraz obok wysoki klif Orłowa. Z drugiej strony deltowate ujście Wisły i rozległe płaskie łąki. Tylko kawałek od plaży i już wysokie morenowe wzgórza, porośnięte starym mieszanym lasem, tak innym od sosnowych lasków na wydmach. A jeszcze dalej na północ trawiaste wybrzeże w okolicach Pucka (zupełnie jak w Szwecji) i wyjątkowy Półwysep Helski. Że nie wspomnę o Kaszubach: pierwsze jeziora w polodowcowych rynnach leżą jeszcze na terenie miasta, o niecałe 2 kilometry od domu moich rodziców. Gdzie indziej można znaleźć taki rozmach na tak małym terenie? Na pewno nie w Holandii niestety.




3. Polskie smaki

Ten punkt też nie jest oryginalny. I nie bez powodu. Polska kuchnia jest przecież wyborna, a z drugiej strony to właśnie zapachy i smaki pozostawiają w nas niezapomniane wspomnienia. Smaki dzieciństwa. Czasem trudne do odtworzenia. Zwłaszcza gdy niedostępne są składniki, z których te potrawy chcemy przygotować. U mnie na pierwszym miejscu jest chyba twaróg, w postaci takiej, jak w Polsce, całkowicie Holendrom nieznany. Dalej kabanosy (i w ogóle kiełbasy), ogórki małosolne i kiszone. Barszcz czerwony i ruskie pierogi - to akurat potrafię sobie stworzyć sama. Kaszubskie truskawki o niepowtarzalnym aromacie, świeże malinowe pomidory w pełni lata.  Smalec ze skwarkami i cebulką. I tak dalej. Wymieniać mogę długo.





4. Gościnność i w ogóle polski sposób prowadzenia domu


Tu chyba widać najbardziej różnice mentalności pomiędzy Polakami a Holendrami. Typowe w Polsce: dużo jedzenia. Zawsze gotujemy za duże porcje - ja też. Bo może ktoś będzie miał większy apetyt. A może ktoś przyjdzie. A kiedy zapraszamy gości, to przecież nie może niczego zabraknąć. Wesela i rodzinne uroczystości nawet według zasady "zastaw się a postaw się". A spiżarnia musi zawsze być pełna - na moją wiele osób patrzy ze zgrozą. Wprawdzie w tej kwestii wiele się w Polsce zmieniło. Już nie wpada się do kogoś tak prostu, bez zapowiedzi. Ale wciąż jeszcze każdego gościa częstujemy tym, co mamy. W Holandii przesada w drugą stronę. Słynne są holenderskie ciasteczka: do kawy gościom podaje się je prosto z pudełka, zawsze po jednym, a kiedy każdy ma już coś w ręku pudełko wędruje natychmiast do kredensu. Na obiad przygotowuje się najmniejszą możliwą ilość jedzenia - często mam wrażenie, że przychodzące do nas dzieci są jakieś "niedojedzone". No i na pewno nie częstuje się gości obiadem. W ogóle lepiej nie organizować prawdziwych przyjęć, najlepiej zapraszać na kawę, ewentualnie "hapjes", czyli małe przekąski, najlepiej gotowe i oczywiście w niewielkiej ilości. Albo i nie zapraszać - najlepiej rozmawia się w końcu w drzwiach. 


5. Długie Polaków rozmowy


Jako osobnik refleksyjny i wiecznie analizujący wszystkie możliwe zdarzenia, sprawy i w ogóle całe życie, uwielbiam ciągnące się godzinami dyskusje i wszelkie "przeżuwanie szmat". Nie ma to jak taka posiadówka, najlepiej długo w noc, przy winku. Gdy z przyjaciółkami przegadujemy nasze życie. I wciąż na nowo odnajdujemy jakiś sens. Albo i bezsens. Holendrzy chyba tego nie lubią. Chociaż oczywiście to generalizacja - i tutaj takie rozmowy nieraz prowadzę - na szczęście!



No to sobie powspominałam... Teraz czas na inną optykę. Nieco bardziej pragmatyczną.


Holandia:


1. Muzea


Holenderskie muzea są fenomenalne. I to pomimo, a może właśnie dlatego, że często nie mają zbyt wiele do pokazania. Oczywiście w kraju, który zrodził tak wielu mistrzów malarstwa, można spodziewać się wspaniałych zbiorów w tej dziedzinie. I takie oczywiście są - Rijksmuseum czy Muzeum Van Gogha to najlepsze przykłady. Ale mnie osobiście fascynują inne muzea, najczęściej tematyczne, których w Holandii jest bardzo wiele. Ich wspólną cechą jest interaktywność. Prezentacje multimedialne, filmy 3D, quizy, gry to obowiązkowe elementy każdego muzeum. Zawsze projektowane są tak, aby naprawdę przyciągać zwiedzających. Dają możliwość przeżycia, sprawdzenia osobiście, jak coś działa. Spektrum tematyki jest olbrzymie: muzeum morskie, muzeum historii naturalnej, muzeum nauki i techniki, muzeum projektów wodnych, muzeum kolejnictwa, muzeum ludzkiego ciała, muzeum radia, telewizji i multimediów, muzeum pieniądza. I tak dalej. Lista jest naprawdę bardzo długa. Doliczyć trzeba oczywiście również muzea historyczne, stare zamki i pałace. W tym niewielkim kraju jest ich pewnie około 1000 - samych muzeów, w których obowiązuje tzw. museumkaart jest 400. Dla mnie osobieście bardzo ważne jest, że wszystkie te muzea dostrzegają też dzieci. Wiele jest specjalnie dzieciom dedykowane. Ale nawet w najbardziej wysublimowanym muzeum sztuki (np. Rijksmuseum) dzieci znajdą również coś dla siebie. Są dla nich specjalne trasy, żeby zwiedzanie nie było nudne, a treść opowieści intrygująca. Są gry komputerowe, zagadki, zabawy, miejsca do odpoczynku. I zawsze tzw. speurtocht, czyli zabawa typu szukanie skarbu - książeczka z zagadkami, pytaniami, na które odpowiedzi należy szukać podczas zwiedzania, by na koniec otrzymać nagrodę. 


O poszczególnych muzeach pisałam już kilkakrotnie (tutaj i tutaj). A był to na razie tylko początek. Jeszcze wielu, w których już byliśmy, nie opisałam. Ale na pewno to zrobię. Jak również wiele kolejnych. Muzea zwiedzamy bowiem nałogowo - cała moja rodzina je uwielbia.


2. Sery





Jedzeniem i kuchnią Holandia właściwie specjalnie szczycić się nie może. Wyjątki to śledzie (Hollandse nieuwe) i produkty mleczne. Te są wysokiej jakości, ale wśród nich wyróżniają się sery. Kilkadziesiąt gatunków, o rozmaitym smaku, dodatkach, stopniu dojrzałości i zawartości tłuszczu. A przecież i tak ser serowi nierówny - sery typu boerenkaas (ser wiejski) różnią się od siebie znacząco w zależności od regionu, z którego pochodzą (trawa ma różny smak!) i pory roku. Królestwo! 




3. Infrastruktura drogowa


źródło

W Holandii podoba mi się również infrastruktura drogowa i kolejowa. Cały kraj jest pocięty gęsto siecią autostrad i linii kolejowych. I chociaż wszyscy na nie narzekamy, to nie znaczy, że nie są wspaniałe. Liczba autostrad jest imponująca, podobnie jak ich jakość. Są świetnie oznaczone, mają długie podjazdy i automatyczny system sterowania ruchem, który na bieżąco dostosowuje się do gęstości ruchu. Oczywiście autostrady są okropnie zakorkowane, ale czego się spodziewać w kraju o powierzchni jednego dużego polskiego województwa, zamieszkałego przez 16 milionów ludzi, z których spory odsetek dojeżdża do pracy nawet po 100 km dziennie. Stąd też częste zatory i przypadki ograniczania prędkości do 50, a nawet 30 km/h w czasie wieczornego szczytu. 


Podobnie ma się rzecz z kolejami. Sieć jest świetnie rozwinięta, pociągiem dojedziemy prawie wszędzie. A najważniejsze, że częstość kursowania pociągów jest spora. Połączenia pomiędzy głównymi miastami z częstotliwością ok. pół godziny to standard. A i do małych miejscowości dojedziemy bez problemu o każdej porze dnia (nocy nie). Oczywiście kolej ma swoje słabe strony, np. częste opóźnienia, okrutny tłok w godzinach szczytu, liczne zmiany rozkładu z uwagi na roboty torowe i oczywiście poważne zakłócenia w razie opadów śniegu. Ale nie ma róży bez kolców. Dodając  automatyczny system sterowania ruchem, dzięki któremu przed zamkniętym szlabanem stoimy minutę czy 2 zamiast polskich sześciu, oraz czipowe bilety i czyste bezobsługowe stacje możemy z kolei być bardzo zadowoleni.



źródło
4. Rowery

Kolejnym zaletą mieszkania w Holandii jest rower, a właściwie powszechność jego używania. O rowerach też już kiedyś pisałam, więc krótko tylko skomentuję: Fajne są konstrukcje holenderskich rowerów miejskich, które są bardzo wygodne i nadają się na każdą okazję. Wspaniała jest infrastruktura: drogi rowerowe łączą wsie i przecinają miasta. Są wszędzie. Podobnie jak stojaki na rowery, a nawet śmietniki, do których na pewno trafimy w trakcie jazdy. Ale najlepsze jest to, że z rowerów rzeczywiście wszyscy korzystają na co dzień, co sprawia, że mamy czystsze powietrze, mniejszy ruch samochodowy i jesteśmy zdrowsi. 



źródło
5. System edukacji

Holenderski system edukacji jest dość skomplikowany. I oczywiście nie jest idealny. Ale ma olbrzymie zalety: przede wszystkim uczy umiejętności przydatnych w życiu, a nie książkowej wiedzy. Zachęca ucznia do czytania, samodzielnego myślenia, pytania, wyciągania wniosków, formułowania opinii. Uczy samodzielnej pracy, oceniania jej efektów, ale także współpracy w grupie. I pomimo nieraz dużych klas i zapracowanych nielicznych nauczycieli koncentruje się po każdym uczniu z osobna. Pozwala każdemu dziecku rozwijać się we własnym tempie i pozostać sobą. A to dla mnie ważniejsze od tzw. "poziomu", który jest miarą edukacji w Polsce.





Strasznie się rozpisałam, ale tematu oczywiście nie wyczerpałam. To tylko garść szczegółów, z których kraju idealnego nie zbudujemy. Ale zawsze można się starać. A gdyby tak zrobić mix z tych wszystkich zalet, które wymieniły wszystkie autorki postów w ramach projektu "Mój kraj idealny" w Klubie Polek (i Polaków) na Obczyźnie. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tej serii, to zachęcam - są tam wspaniałe wpisy. A może jeszcze dodacie coś do przepisu na kraj idealny?

11 komentarzy:

  1. Widzę, że małosolne i u Ciebie zagościły. Może kuchnia holenderska nie jest jakaś nieziemska ale sery ma niebiańskie na pewno.
    Drogi...Czasem odnoszę wrażenie, że wszędzie w Europie (tej na zachód i południe) są lepsze niż w Polsce. No z przemilczeniem kawałka Słowacji może ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małosolnych bardzo mi brakuje. Z holenderskich ogórków trudno je zrobić. Nie wiem czemu, ale mam z tym problem.

      A drogi? No niestety, Polska w tyle. Ale się poprawia. Jestem pod wrażeniem tego, co się w tej dziedzinie dzieje w moim rodzinnym Gdańsku. Natomiast oznakowanie na polskich drogach woła o pomstę do nieba.

      Usuń
    2. Mnie też udały się dopiero z polskich ogórków i kopru. Dziwne ale z tych austriackich nie wychodzą takie jak należy.

      Usuń
  2. Do tej pory nie mialam jeszcze okazji ppojechac do Holanii, ale tyle slyszalam i czytalam i o muzeach i o rowerach, ze juz chocby z tego powodu powinnam sobie tam zaplanowac jakis wyjazd na weekend zamiast wracac z Brukseli do Francji... W tym roku nie da rady , ale juz przyszly bylby calkiem realny. A i sery holenderskie bardzo lubie. NAtomiast nowoscia jest dla mnie informacja o ich "skromnej goscinnosci". Myslalam, ze to demena krajow skandynawskich:) Pozdrawiam dzis z Brukseli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjedź, przyjedź, Niko. Naprawdę warto. Ja za to muszę się kiedyś wybrać do Brukseli - daleko nie mam w końcu. Do Francji zresztą też byłoby miło znów pojechać. Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  3. Kraj idealny to Nowa Zelandia:-) zbudowany przez ludność napływowa tak aby sie nie spieszyć, aby być wyluzowanym, odrzucili wszystko to co sie nie podobało na starym kontynencie. Jedzenie maja naturalne, bez sztucznej karmy. Zdrowy kraj bo zdrowe jedzenie, mniej stresu, i nikogo nie dziwi ze bogaty człowiek żyje pod mostem bo ma na to ochotę:-) chciałoby sie mieć tyle luzu do siebie co maja Kiwi:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe, że tak rzeczywiście jest. Niestety nie miałam okazji sprawdzić.

      Usuń
  4. Zatęskniłam znowu za Holandią po tym wpisie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Po roku mieszkania w Amsterdamie tyle najeździłam na rowerze, że teraz mieszkając w Krakowie mogę jedynie wspominać czasy beztroskiego śmigania po Holandii, bo niestety infrastruktury rowerowej tutaj dość mocno brakuje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ciągle jeszcze są pewne różnice. Ja akurat obserwuję pod tym względem Gdańsk, gdzie co roku przybywają kilometry dróg rowerowych. Ale jakie one inne od holenderskich. Jakieś takie pokręcone - co chwilę trzeba zmieniać stronę ulicy, czasem pas na ulicy, czasem połączone z chodnikiem. Trudno się zorientować o co chodzi. Ale oczywiście cieszę się, że są i że coraz częściej naprawdę łączą poszczególne dzielnice, a nie kończą się nagle. Brakuje też stojaków i o tym na razie myśli się mało.
      Z drugiej strony nie ma dużego ruchu rowerowego. Nawet w czasie wakacji. Tylko nad morzem. Rower w Polsce to wciąż jeszcze głównie rekreacja a nie środek transportu. Stąd pewnie powszechne używanie "górali", na których przecież po mieście jeździ się ciężko, zamiast holenderek.
      Życzę Ci, żeby sytuacja się poprawiła. I miłego śmigania pomimo braków! Pozdrowienia!

      Usuń
  6. Tych serów to Wam zazdroszczę. Jak tylko mam okazję, to kupuję holenderskie ;)
    Pozdrawiam!
    O.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...