29 maja 2013

Rower (nie tylko) babuni

Holandia kojarzy się przede wszystkim z trzema rzeczami: wiatrakami, tulipanami i rowerami. Każdy wie, że rower jest tu podstawowym środkiem lokomocji i jeżdżą na nim dosłownie wszyscy. A samych rowerów jest w kraju więcej niż samochodów, a nawet niż mieszkańców. O holenderskich rowerach napisano już wszystko - ale może uda mi się znaleźć jeszcze coś nowego.

Wbrew powszechnemu wyobrażeniu w Holandii wcale nie tak łatwo jeździ się na rowerze. Jest po temu co najmniej kilka powodów. Po pierwsze: w dużych miastach jest obłędny tłok, zwłaszcza w centrum w szczycie, a rowerzyści znani są z luźnego podejścia do przepisów i nieliczenia się z innymi użytkownikami dróg (biada kierowcy samochodu, który uczestniczy w kolizji, wina zawsze spada na niego). Swego czasu olbrzymią karierę zrobiły filmiki na YouTube, pokazujące poranny ruch w Utrechcie. Masakra! Zwłaszcza, że na wielu skrzyżowaniach jednocześnie zapala się zielone światło dla rowerzystów ze wszystkich stron. Można więc jechać w każdym kierunku przecinające skrzyżowanie po przekątnej. Biorąc pod uwagę, że jednocześnie rusza nawet 50-100 rowerów, a każdy rowerzysta ma swój pomysł na pokonanie skrzyżowania to cud, że liczba wypadków trzyma się w rozsądnych granicach. Śmieszne były komentarze, zwłaszcza Amerykanów, do tych filmików. Twierdzili, że jeżdżenie do pracy rowerem jest bez sensu, bo po dotarciu na miejsce niezbędny jest prysznic. Holendrzy bezskutecznie tłumaczyli, że oni się na rowerze nie pocą, to przecież nie trening, więc jeżdżą raczej powoli. I nie przeszkadza im żaden strój: może być garnitur i wypastowane buty, może mini (być może stąd niezwykła popularność noszenia do niej legginsów), a nawet wieczorowa sukienka.



Drugą przyczyną utrudnień jest sam sprzęt. Po Holandii jeżdżą głównie rowery miejskie,z przewagą tzw. oma fiets, czyli rowerów babuni, o tradycyjnej konstrukcji (część z nich to takie rzęchy, że chyba rzeczywiście pamiętają babcie aktualnych właścicieli). Często mają one jedynie torpedo i całkowity brak przerzutek. Nowoczesne rowery miejskie  mają z reguły 3 biegi, a te najdroższe nawet 7.

No i wreszcie powód trzeci: pogoda. Ta w Holandii rzadko nas rozpieszcza. A na rower trzeba wsiadać codziennie, w deszcz, w śnieg i ślizgawicę (ścieżki rowerowe są zawsze dobrze posolone, ale i tak wiele złamań). I co najciekawsze - w jakąkolwiek stronę się nie jedzie - zawsze pod wiatr! A wiatr wieje każdego dnia.




Ale co tu narzekać - jazda rowerem jest fajna. a oma fiets to symbol Holandii. Tradycyjny jest oczywiście czarny. Ale zgodnie z nową modą (za autami) kilka lat temu pojawiły się też białe. A dziewczyny lubią kolorowe, z osłonami pomalowanymi w kwiatki. Niektóre przyozdabiają je jeszcze girlandami z kwiatów. Szczytem mody jest posiadanie przedniego bagażnika-platformy. Można na nim wozić torebkę albo kratę piwa. Największe elegantki przymocowują tam wiklinowy kuferek.

W ogóle ciekawe są rozmaite rozwiązania transportowe - do przewożenia ładunku albo dzieci. Tradycyjnych przyczepek dla dzieci jest tu niewiele, to już raczej specjalne długie rowery z drewnianą skrzynią z przodu. A wo ogóle większość rodziców wozi pociechy na fotelikach, nie tylko z tyłu, ale i na kierownicy. Rozwiązanie to jest w Niemczech zakazane, bo uznano je za niebezpieczne, ale kto by się tu tym przejmował. Powszechne jest więc wożenie dwójki dzieci na jednym rowerze. Oczywiście bez kasków - te są znane tylko w centrach wielkich miast. W Amersfoort nie uświadczysz dziecka w kasku. Najmniejsze maleństwa wsadzane na rower mają nie więcej niż 6 miesięcy i ledwo siedzą. Pasy bezpieczeństwa są nimi tylko z nazwy, często są zapięte tak luźno, że maluch zwisa na bok, zwłaszcza, jeśli zaśnie. Ale to też nikogo nie wzrusza. Wszyscy przecież jeżdżą od urodzenia (albo i wcześniej), więc przed metodami alternatywnymi oporów nie mają. Powszechne jest jeżdżenie kilometrami bez trzymanki, albo wręcz przeciwnie trzymając się za ręce, oraz pchanie dziecka jadącego obok na własnym rowerku. Na mnie wciąż jeszcze duże wrażenie robią holenderskie matki, które potrafią np. jadąc z dwójką dzieci trzymać pod pachą torebkę, na kierownicy mieć 2 torby z zakupami i przejeżdżając akurat prze jezdnię spokojnie rozmawiać przez komórkę. To na razie rekord, ale może wkrótce zdolności do multi-taskingu pozwolą Holenderkom na coś więcej! Ciekawie wygląda też wożenie dorosłych pasażerów na bagażniku. Ponieważ z takim obciążeniem nie da się ruszyć, więc przed każdym skrzyżowaniem pasażer zsiada, a następnie biegnie przez ulicę w odpowiednim momencie wskakując na bagażnik.

Jeżdżą rzeczywiście wszyscy: od niemowlaków do staruszków. Muszę powiedzieć, że podziwiam 80-latków, którzy nie wydają się nawet zmęczeni. Przeszkodą nie jest nawet zaawansowana ciąża. Tu anegdota, której bohaterką jest moja koleżanka. Pewnego dnia pod koniec trzeciej ciąży wracała z pracy. Na rowerze, a jakże. Wtedy też poczuła, że chyba zaczyna rodzić. Niewiele myśląc odebrała dwoje starszych dzieci z przedszkola; oczywiście wiozła je na rowerze i odprowadziła do sąsiadów. Następnie zadzwoniła po położną, która przybyła niezwłocznie, na rowerze, więc odrobinę się spóźniła. Tak czy owak niecałe dwie godziny od wyjścia z pracy dziecko spało sobie spokojnie w łóżeczku. Może to rower pozwala holenderskim kobietom rodzić bez problemów w domu?



6 komentarzy:

  1. Dobre te filmy, strach jezdzic rowerem:-)
    Czytalam wielokrotnie ze rowerzysci maja pierwszenstwo wiec jako piesza chcialam przepuszczac rowery ale kobieta sie zatrzymala na rowerze i nakazala mi przejsc bo mam pierwszenstwo na przejsciu dla pieszych:-)
    Kiedys wyjezdzalam z Holandii 1 stycznia o 5tej rano, mnostwo ludzi wracalo z imprezy noworocznej na rowerze:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy są jeszcze uprzejmi ludzie.
      Ja też lubię jeździć na imprezy na rowerze. Ale niektórzy potem lądują w kanale...

      Usuń
  2. Rewelacja. Piesi w porownaniu z rowerzystami to margines. Skuterem wolno po drodze rowerowej? To jest sposob na korki i na kondycje i dlugowiecznosc zarazem. Z tych imprez wolno wracac na "podwojnym pedale"? ;) Intryguje mnie jeszcze czy macie dostepnosc ogumienia na zime z lamelkami czy moze kolce?
    W moim miescie ostatnio da sie zauwazyc wzrost ruchu rowerowego nawet rozbudowuje sie infastrukture drog rowerowych ale gdzie tam my do Holendrow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuterami można jak najbardziej. Ale myślę, że rowerem zdrowiej i przyjemniej. Teoretycznie po pijaku jeździć nie wolno. Ale jeszcze nie słyszałam, żeby się ktoś czepiał.
      A jeśli chodzi o zimowe opony, to Holendrzy nie używają ich nawet w samochodach. Mówią, że u nich śniegu przecież nie ma. Od kiedy tu mieszkam, to akurat każdej zimy był. Ale ponieważ opon zimowych nie mają, więc w dniu, kiedy śnieg pada cały kraj jest sparaliżowany korkami. Również pociągi mają problem, nawet jeśli tego śniegu jest 3-4 cm. Więc o rowerach nie ma co mówić. Opony są całoroczne. Drogi rowerowe są najsumienniej posypywane - z reguły wcześniej, gdy tylko prognoza pogody przewiduje przymrozek. Ale wypadków w takich dniach jest sporo. Wiele kończy się złamaniami nóg i rąk.
      Podobno są projekty, żeby na nowo budowanych drogach dla rowerów (poza miastem) robić ogrzewanie podłogowe z użyciem pomp ciepła (znaczy rurki z ziemi pociągnąć). Ale to chyba dopiero za kilka lat. Koszt podobno tylko o ok. 50% wyższy.
      Życzę miłego rowerowania!

      Usuń
  3. Wow.... chyba się tam przeprowadzę :). Ale tak serio to miałam okazję przejeżdżać przez Holandię, odebrałam ją jako naprawdę czysty i piękny kraj. A co przykuło moją uwagę tam? ... stojące w nocy na ulicy rowery przypięte gdzie się da :) Wyglądało to jakby ktoś sobie zapiął o słup rower i poszedł na 2gą stronę ulicy do domu - co u nas jest nie do pomyślenia :) Bardzo fajne te filmiki :) Dziękuje za odwiedziny i komentarz u mnie ..i mam nadziejże, że jeszcze tu u Ciebie zagoszczę ;) Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa! Zapraszam! No cóż, ja Holandii za bardzo piękny kraj akurat nie uważam. Trochę za mało urozmaicony krajobraz jak dla mnie. Porządek i czystość można podziwiać na wsi i w niewielkich miastach. W dużych miastach bywa różnie - jak wszędzie. A co do rowerów: rzeczywiście przypina się gdzie popadnie. Jak się ma dom, to i komórkę na rowery. W blokach też są rowerownie. Ale w starych kamienicach, zwłaszcza w centrum miast- to już gorzej. Więc muszą stać przed domem. Zresztą rower to podstawowy środek transportu. Jak się rowerem pojedzie do pracy albo do koleżanki na kawę albo na imprezę, to gdzieś go trzeba zaparkować. Wtedy na ulicy. Choćby to był środek centrum handlowego (ja na przykład zawsze staram się do miasta jeździć rowerem, bo parking słono kosztuje, a jeszcze często daleko iść trzeba). Z reguły rowerom nic nie grozi. Ale nie zawsze - kradzieży rowerów jest mnóstwo, zwłaszcza w dużych miastach. Dlatego wiele osób jeździ starociami, których w razie utraty nie będzie szkoda. Inni przypinają ciężkimi łańcuchami. Ale tam, gdzie jest w miarę bezpiecznie, rowerów się nie przypina do czegoś tylko zamyka na taki zamek na tylnym kole (takim rowerem nie można odjechać, ale można go wynieść). Co kraj, to obyczaj. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych wypadów rowerowych!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...