12 maja 2013

Koniec świata

Wymiksowaliśmy się z pomarańczowych świąt i nie płacąc za transfer danych w roamingu udaliśmy podziwiać plaże Portugalii. Daleko, daleko, gdzie WiFi działa tylko w co dziesiątej knajpie.

Było warto! Algarve to naprawdę piękna i niezwykle różnorodna kraina. Są tu i płaskie mokradła przy ujściach rzek i piękne wzgórza porośnięte śródziemnomorską roślinnością, na przełomie kwietnia i maja jeszcze soczyście zieloną i właśnie kolorowo kwitnącą. Plaże są szalenie urozmaicone, na wschodzie długie, szerokie, piaszczyste. Im dalej na zachód, tym ciekawsze: najpierw ceglastoczerwone długie klify, potem pełne wysokich, oderwanych od stoku żółtawych skał, w końcu różnokolorowe pionowe urwiska, rozdzielające niewielkie malownicze zatoczki. Przez kilka dni wędrowaliśmy od plaży do plaży, trafiając na coraz ciekawsze miejsca. Byliśmy zaskoczeni niewielką o tej porze roku liczbą turystów, z których i tak większość zadawalała się plażami w pobliżu centrów kurortów, nie zadając sobie trudu dojścia do oddalonych często o zaledwie kilkaset metrów atrakcyjniejszych miejsc.













Szczególnie pięknym miejscem jest Park Narodowy da Ria Formosa w pobliżu Faro. Można tam dotrzeć łodzią z Faro. Można też dojechać samochodem (do miejscowości Olhão). Nie jest łatwo trafić, bo miejsce to jest raczej kiepsko rozreklamowane. Ale może to i lepiej, bo nie zostanie zadeptane. Cały park narodowy jest dość duży, rozciąga się na szerokim terenie wokół Faro w ujściu rzeki Formosa. Ale część przeznaczona dla przeciętnego turysty to tylko niewielki fragment, z 2,5-kilometrową trasą pieszą. Teren ten został wybrany nieprzypadkowo, bo na niewielkim obszarze można tam podziwiać wyjątkową różnorodność formacji roślinnych: nadmorski las piniowy, w którym żyją kameleony, piaszczyste wydmy, namorzyny (trawiaste formacje rosnące na słonych podłożu, okresowo zalewane przez morze) oraz podmokłą deltę rzeki. Wiosną kwitną przepiękne kwiaty, w tym endemiczne gatunki irysów i narcyzów. Nad rzeką spotkamy ropuchy i  kraby o oryginalnych szczypcach. Jest to też królestwo ptaków. W czasie, kiedy my odwiedziliśmy to miejsce, było może spektakularnie: bociany, kaczki, mewy i inne ptaki morskie. Ale podobno wczesną wiosną i jesienią ptaków są tysiące. Bo ujście Ria Formosa to główne miejsce odpoczynku ptaków lecących z północy Europy do Afryki i odwrotnie. Kameleona też nieststy nie wypatrzyliśmy. Szkoda, bo to jedno z niewieli miejsc w Europie, gdzie żyje. Ale chowa się w piniowych laskach i najłatwiej wyczaić go we wrześniu, gdy schodzi złożyć jaja. Może następnym razem...




To, czego w Algarve brakuje, to oryginalna atmosfera starych portugalskich miasteczek, która została prawie całkowicie wyeliminowana przez masową turystykę. Ale wystarczy ruszyć się z hotelu, pojeździć trochę i ten klimat da się jeszcze odnaleźć w małych rybackich wioskach i miasteczkach oddalonych od wybrzeża.




Warto też wybrać się na koniec świata (właściwie tylko Europy), czyli Cabo de São Vincente, gdzie z wysokiej skały można podziwiać ocean i wypatrywać Ameryki. Co za spokój...




Już tęsknię, najbardziej za słońcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...