Już kilka razy pisałam o moich kontaktach ze szkołą w celu rozwiązania problemów Misi (zwłaszcza z testami CITO). Wygląda na to, że moja konsekwencja przyniosła owoce. Oczywiście, ostatecznie będzie można się o tym przekonać za jakieś 2 lata, ale wygląda na to, że wszystko jest na jak najlepszej drodze.
Zaangażowanie przez szkolną IB (interne begeleider, czyli metodyk) osoby z zewnątrz, z onderwijs begeleiding (czyli nadzoru pedagogicznego oświaty), okazało się strzałem w dziesiątkę. Chociaż sama marudziłam tu na blogu, że to pewnie tylko próba wyprodukowania kolejnej porcji dokumentacji i rozmycia problemów, po dwóch spotkaniach z nią zdecydowanie zmieniłam zdanie. Pani ta okazała się nadzwyczaj kompetentna i, co najważniejsze dla Misi, kreatywna. Rzeczywiście, testów narobiła strasznie dużo, oczywiście przedstawiając wyniki w serii pięknych wykresów. Z samych wyników jestem oczywiście zadowolona, bo wykazały, że moje dziecko ma ponadprzeciętną inteligencję i możliwości poznawcze. Ma to dla nas o tyle ważne znaczenie, że, po pierwsze, zmusza szkołę do większego wysiłku (jeżeli Misia będzie miała słabe wyniki, to znaczy, że nauczyciel jej nie nauczył), a po drugie daje nam narzędzie do ewentualnych negocjacji w sprawie przyjęcia do odpowiedniej szkoły średniej nawet gdyby nie poradziła sobie z końcowymi testami CITO. Ale najważniejsze, moim zdaniem, jest to, że pani ta podsunęła szkole ciekawe pomysły, jak mają z Misią pracować i jak jej samej ułatwić naukę. Skonsultowała się też z kolegami znającymi biegle niemiecki - skonstruują dla Misi tablice, które pomogą jej lepiej kojarzyć podobieństwa słów, jednocześnie pokazując reguły "wymiany" zbitek liter, których zapis jest zupełnie inny. Miejmy nadzieję, że to pomoże jej opanować ortografię i oddalić koncepcję dysleksji. Pani wysunęła też ciekawe pomysły na naukę w formie zabawy i z użyciem mindmap i mnemotechniki. No i wreszcie, była pierwszą (po mnie) osobą, która raczyła zauważyć, że Misię po prostu ominęły lekcje, na których dzieci poznawały pewne ważne reguły oraz uczyły się uczyć. Bo Misia po przeprowadzce musiała przestawić się na całkowicie inny system i model nauki. Z tego, że szkoła w Niemczech i Holandii różni się diametralnie, nauczyciele zupełnie nie zdawali sobie sprawy (mimo moich wyjaśnień). Misia nie rozwiązywała w Niemczech testów, nie pracowała na komputerze, nie musiała wyciągać wniosków z artukułów prasowych... A tu weszła do klasy, w której uczniowie byli z tymi metodami już zaznajomieni.
Uff, jeśli tylko nauczycielka będzie się stosować do tych zaleceń, i znajdą dodatkowego nauczyciela, który poświęci jej jeszcze trochę czasu, to za jakiś czas wszystko się wyprostuje. Co ciekawe, pani specjalistka podczas swoich rozmów z Misią wyczaiła też jej problemy adaptacyjne. I na dodatek zrozumiała, że wynikają w dużej mierze z różnic w wychowaniu pomiędzy Holandią a Niemcami (ma rodzinę w Niemczech i niemieckojęzycznej Szwajcarii). I tutaj też znalazła parę ciekawych pomysłów - dla szkoły i dla nas. Jednym słowem - szacunek.
Czyli znowu ciekawe wnioski dla mnie. Nie należy się zniechęcać brakiem zrozumienia i trudnościami komunikacyjnymi (mam na myśli mentalność, a nie język). Trzeba upierać się przy swoim i drążyć do skutku - oczywiście przy użyciu metody pt. spróbujmy wspólnie rozwiązać wspólny problem. I wreszcie: im wyższa instancja, tym łatwiej o porozumienie, bo ludzie wyżej wykształceni i rozumiejący świat (Holandia nie jest jedynym wspaniałym miejscem na Ziemi), a na dodatek elastyczni i rozwiązujący problemy w mniej szablonowy sposób. Właściwie to Ameryki nie odkryłam...
Gratuluje zwyciestwa:-) Czy ja dobrze rozumiem, ze Misia ma 9 lat, i 9cio latki maja zajecia z rozumienia artykulow prasowych? Ciekawi mnie jakie artykuly dzieci maja zrozumiec? Jaka jest tematyka tych artykulow?
OdpowiedzUsuńWłaśnie ta. Misia ma już prawie 10 lat i jest w tutejszej klasie 6, co odpowiada polskiej lub niemieckiej 4. Dwa razy w tygodniu mają zajęcia z begrijpend lezen, czy czytania za zrozumieniem. Raz jest to tzw. nieuws begrip, czyli rozumienie informacji bieżących. Tematem jest zwykle jedna z kluczowych w danym tygodniu informacji krajowych lub międzynarodowych, typu jakieś trzęsienie ziemi, sytuacja dzieci w Syrii, zawalenie fabryki testylnej w Bangladeszu. W tym tygodniu festiwal Eurowizji. Drugie zadanie jest bardziej ogólne, np. historia dźinsów. Artykuły są przerobione tak, żeby były zrozumiałe dla dzieci. Poziom mniej więcej jak w programie Jeugdjournaal (w Niemczech Logo), czyli wiadomości dla dzieci. W tekstach jest sporo trudnych słów i bardziej skomplikowanych sformułowań, a putania (jak to w holenderskich testach) czasem podchwytliwe. Ja uważam, że to świetna metoda. Przynajmniej kiedyś będą rozumiały, co słyszą w tv albo czytają w necie.
UsuńPewnie, ze swietna metoda. A jeszcze bardziej stosowanie mindmappingu do nauczania w szkole podstawowej woowwwww. Można o takiej szkole tylko pomarzyć:-)
OdpowiedzUsuńPrzez czytanie takich tekstow zaciekawia się dzieci swiatem i może to jest sukces ze Holendrzy czytają również książki?
Ale czytają na pewno, w bibliotece każdego popołudnia jest ruch. Nadmieniam, że korzystanie z biblioteki wcale nie jest takie tanie - abonament roczny to 49 euro (u nas), do tego opłaty za wypożyczanie filmów i niektóre rezerwacje. Jasne, to tylko cena ok. 3 książek - ale np. w Niemczech abonament był za 15 euro. Dzieci też czytają sporo. Nawet gdyby nie w domu, to w szkole muszą obowiązkowo 20-30 minut dziennie. Co ciekawe, nie istnieje tu żadna lista lektur obowiązkowych. Aż do matury każdy uczeń lektury wybiera sobie sam.
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńCiekawy i interesujacy blog.
Dzieci w Nl. do 18 lat korzystaja z biblioteki gratis.
A w Twoim abonamencie za 48 euro masz mozliwosc korzystania z internetu i wypozyczenie 10 ksiazek, badz gazet na 1 raz.
Groetjes.
Jasne, wszystko się zgadza. Jeśli porównamy cenę abonamentu do cen książek, czy cenę za wypożyczenie filmu do ceny jego zakupu, to oczywiście wolę bibliotekę. I korzystamy - jak mówisz dzieci niby za darmo, ale jednak za każdy film (a zawsze naciągają) trzeba zapłacić 2 euro, więc jakoś ciągle płacę i płacę. A poza tym ja jeszcze mieszkam tu niedługo i ciągle porównuję do Niemiec. A różnica pomiędzy 15 a 49 euro jednak jest (na dodatek tam można było mieć w domu na jedną kartę 50 sztuk jednocześnie i bez dopłaty za filmy). Może z czasem przestanę porównywać...
UsuńPozdrawiam serdecznie!