24 maja 2017

Zielona rewolucja


Gdzie okiem nie sięgnąć w supermarketach całej Europy piętrzą się warzywa z Holandii. To jeden ze światowych potentatów w tej branży. Zdecydowana większość holenderskiej produkcji jest przeznaczona na eksport. W końcu Holendrów nie ma za dużo i by tego nie przejedli. Zwłaszcza, że dużo warzyw nie jedzą.

Muszę powiedzieć, że bardzo mnie to zaskakuje. Jak się popatrzy, co standardowy klient pakuje do wózka w supermarkecie, to od razu widać, jaka jest struktura spożycia. Po pierwsze chleb - w sporych ilościach, po drugie nabiał - mnóstwo mleka, w tym różne smakowe, plus jogurty i oczywiście ser żółty. Sery, jak wiecie, bo pisałam o tym nie raz, uwielbiam. Ale kupić na wagę mi nie łatwo, bo kroją takie wielkie kawały, że strach. Mam strategię, żeby zamiast "proszę mały kawałek", który nieodmiennie okazuje się ważyć prawie pół kilo, mówić "proszę odrobinę na 2 dni" - wtedy dostaję koło 250 g. Do tego coś na obiad - mięso i gotową mieszankę warzyw, które można wrzucić szybko do woka, jakiś makaron czy ryż. I cała masa gotowców. 

Gotowce są pożyteczne. Jak się wraca z pracy o 18:00, to dzięki nim gotowanie trwa od 15 do 30 minut. I nie będę na nie aż tak bardzo narzekać, bo w sumie uważam, że holenderskie gotowce są całkiem niezłe, zwłaszcza warzywa i owoce - umyte, pokrojone, wymieszane, zestawy do wykonania konkretnej potrawy. Nieco mniej zachwycam się już opanierowanymi kotletami, ale materiał na pieczeń ze świeżym sosem i warzywami zdecydowanie ułatwia życie. Inna sprawa, że wiele osób ułatwia sobie aż za bardzo. Nie tak dawno przeżyłam lekki szok czytając posta starszej ode mnie o kilka lat matki trójki dzieci na fb: fotka z rosołem i rozważania jak też może taki rosół smakować, bo właśnie gotuje po raz pierwszy w życiu; w końcu rosół to taka zupa, którą robi się otwierając puszkę. 

Holenderzy mają szczęście - dobre geny pamiętające wieki jedzenia warzyw i nabiału oraz dużo jazdy na rowerze sprawiają, że jako społeczeństwo wciąż jeszcze są stosunkowo szczupli. A holenderskie dzieci nie tyją w tak zastraszającym tempie, jak to się dzieje w innych bogatych krajach. Nawet mimo ciągłego jedzenia gotowców i typowego tutejszego fast foodu. 

Jak też wygląda kulinarny dzień przeciętnego Holendra? Mniej więcej tak:



Tylko 3 posiłki. Rano tostowy chleb z hagelslag - czekoladową posypką. W południe lunch w postaci kanapki z takiego samego chleba z serem. Ewentualnie zupka w proszku. Dopiero wieczorem obiad, w którego składzie po raz pierwszy znajdą w się warzywa. Chyba, żeby akurat był patatjedag - wtedy na obiad są... frytki. Tak, dokładnie - same frytki, jedynie z majonezem. Wszystko to popijamy szklanką mleka. No i na koniec nabiałowy deser. Owoce bardzo rzadko. Dzieci do szkoły zabierają kanapkę i ciasteczko. Owoce i warzywa wyłącznie przymuszone tzw. dniem warzywnym. Coraz częściej słyszę od koleżanek i kolegów dzieci, że to, co proponuję po przyjściu ze szkoły nie nadaje się, bo jest "zbyt zdrowe".

Ale nadchodzą zmiany. Czołowa holenderska sieć supermarketów już od dawna stara się przekonać klientów do nieco ciekawszego jedzenia. Na półkach jest naprawdę wielki wybór produktów, z których można zrobić wszystko. A przy kasie co miesiąc firmowa gazetka z przepisami. Jest też oczywiście odpowiednia apka. Muszę powiedzieć, że jestem wielką fanką obu. Są świetne przepisy, z podanymi wartościami kalorycznymi i ceną za całe danie. Do tego fajne zdjęcia i cała masa ciekawych pomysłów. Najlepsze są cykle zawierające pomysły na potrawy wegańskie, oszczędnościowe, szybkie itd. 


Od kilku miesięcy ah poszedł dalej i robi zieloną rewolucję. W ty miesiącu kulminacja - cały numer na temat tego, ile warzyw i owoców trzeba jeść i jak to zrobić. 


Przekaz miesiąca: da się zjeść 250 g warzyw na dzień. Nawet bez problemu, bo warzywa i owoce można jeść także na śniadanie i lunch, oraz robić z nich przekąski. Nieco dla mnie szokujące, że w ogóle jest potrzeba tak intensywnego przekonywania społeczeństwa do czego, co jest powszechnie wiadome od wielu lat. 



Jeszcze ciekawsza była dla mnie inna wiadomość. Wśród promowanych warzyw - swoją drogą promocja odbywa się nie tylko w firmowej gazetce, ale i na półkach sklepowych - znalazł się nowy produkt: "oerkomkommer", czyli w wolnym tłumaczeniu praogórek. Prawie padłam ze śmiechu patrząc na towarzyszące opisowi zdjęcie: ta wielka nowość na holenderskim rynku to... nic innego, jak zwykły ogórek, do jakiego przywykliśmy w Polsce. Nie sałatkowy, tylko taki z pryszczatą skórką i wspaniałym aromatem. HA! Delikates. Ale za to dostępny w końcu w moim sklepie. Zaraz popędziłam nabyć drogą kupna.



Może trochę się wyśmiewam, ale generalnie akcja bardzo mi się podoba. O teraz kanapki mają wyglądać tak:



luchboxy tak:


a wieczorne przyjęcie tak:



Ciekawe, czy jedzenie warzyw przez cały dzień się przyjmie, czy zwyciężą stare przyzwyczajenia...

P.S. Post nie jest sponsorowany. 

6 komentarzy:

  1. Ale czy wszyscy Holendrzy zaopatrują się w marketach? 10 lat nie byłam w markecie a zaopatruję się w profilowanych sklepikach typu mięsny, warzywniak (warzywa są z giełdy warzywnej) lub też bezpośrednio u rolników bo od wielu lat są popularne takie sprzedaże. W Holandii nie ma takich sklepów? Znajomi w NL ryby kupują bezpośrednio z połowów, po kilka kilogramów i mrożą. Bo ryby to też ważny element odżywiania tego bądź co bądź kraju wywodzącego się od rybaków:-)
    Jedzenie warzyw zostało spopularyzowane przez Niemcy podczas II wojny światowej bo mięso, boczek szedł na front dla żołnierzy. Wtedy organizowano specjalne kursy dla gospodyń domowych jak uprawiać przy domach ogródki warzywne i co potem z nimi zrobić. Także genetycznie nasze przygotowanie do jedzenia warzyw bywa różne. Dawniej wiele warzyw jedzono fermentowanych, bo to wzbogaca w witaminy, ale i neutralizuje toksyny zawarte w roślinach. Przodkowie zboża jedli po namoczeniu i po fermentowaniu. Wiedzieli, że w innej wersji więcej z nimi szkody niż pożytku.
    Pozd T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zdecydowana większość zaopatruje się w marketach. A dziś coraz większą popularnością cieszą się zakupy przez internet. Sklepiki profilowe i takie ze zdrową żywnością są właściwie tylko w centrach miast. Targów jest sporo i często tłoczne. Na pewno jest grupa ludzi, którzy chętnie tam kupują (jednak przeważają starsi), ale przecież na cały tydzień świeżego jedzenia kupić się nie da, więc jednak market... Generalnie grupa mocno zwracająca na jakość jedzenia wydaje mi się szalenie ograniczona. Głównie ze względów oszczędnościowych. Holandia jest przecież bardzo droga, a ludzie próbują zadowolić się jedzeniem za 25 euro na tydzień (wg mnie prawie niemożliwe). :)

      Usuń
  2. Nie zgodzę się do końca, że holenderskie dzieci są szczupłe w porównaniu z europejskimi. Moja córka chodzi do międzynarodowej szkoły i większość dzieci, które mają problem z wagą i wręcz bym powiedziała bardzo widoczną nadwagę to właśnie holenderskie dzieci.Na placu zabaw również widzę dużo puszystych holenderskich nastolatków. Trzeba też wspomnieć o holenderskich kobietach bardzo często zaniedbanych i otyłych. Myślę, że opinia odnośnie szczupłego holenderskiego narodu można powoli wloży między bajki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Holendrami jest jak z każdym innym narodem. Wszyscy tyjemy. To oczywiście moja ocena subiektywna, ale upieram się, że dzieci tutejsze są szczuplejsze ogólnie niż polskie czy niemieckie. Puszystych nie znam w ogóle, "dobrze zbudowanych" czwórkę. Może to kwestia regionalna (w Niemczech ma duże znaczenie, jest uwarunkowane finansowo i etnicznie). Co do kobiet, pełna zgoda. Niestety nie są najszczuplejsze, ale to, że się tym za bardzo nie przejmują od strony wyglądu uważam za raczej pozytywne. Co innego, jeśli chodzi o kwestie zdrowotne przy dużej nadwadze. :)

      Usuń
  3. Dobrze, że zielona dieta popularyzuje się w coraz szerszych kręgach ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aby zjeść pyszny obiad w Amsterdamie trzeba się tam najpierw dostać. Dobrą i popularną opcją jest podróż busem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...