14 listopada 2013

Karton prezentów

Jak już wcześniej pisałam, Holandia słynie z działalności charytatywnej oraz wolontariatu. Taka tradycja. W tej tradycji wychowywane są też dzieci, do czego walnie przyczynia się szkoła. Do kwestowania po domach nie jestem przekonana, ale co innego akcje wymagające wkładu własnego. A właśnie rozpoczyna się sezon na takie akcje. Bo kiedy, jak nie przed Bożym Narodzeniem ludzie są skłonni podzielić się trochę swoją kasą. Już odbyły się zbiórki produktów żywnościowych w sklepach, teraz czas na kartony po butach. 

Akcja "Schoenmaatjes" (w wolnym tłumaczeniu "pudełkowi kumple" )to jedno z największych przedświątecznych przedsięwzięć charytatywnych w Holandii. Nie jest to zresztą holenderska inicjatywa, w Niemczech organizowana jest pod podobnym hasłem "Weihnachten im Schuhekarton", czyli "Boże Narodzenie w kartonie po butach", a idea pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. W ramach tej akcji wysyłane są paczki dla dzieci z najbiedniejszych krajów. Paczkę może zrobić każdy, ale w akcji szczególnie chętnie biorą udział szkoły, próbując przekonać dzieci, żeby same takie prezenty przygotowały. I to właśnie mi się w tej akcji podoba. Bo nie wystarczy tylko wrzucić pieniądze do jakiejś skarbonki. Trzeba włożyć w to nieco wysiłku. I tu właśnie rola dzieci i ich największa przyjemność: paczki mają być zapakowane w kartony po butach. Karton trzeba własnoręcznie ozdobić, tak żeby spodobał się dziecku. Potem należy zdecydować, dla kogo paczka ma być przeznaczona, dla chłopca czy dziewczynki i w jakim wieku. I oczywiście karton wypełnić przedmiotami obowiązkowymi oraz dowolnymi - chodzi o kosmetyki, przybory szkolne i zabawki. Oczywiście ktoś musi te zakupy sfinansować, ale dla mnie ważne jest to, że dzieci chcą się z kimś podzielić, nawet gdy słyszą, że wysłanie tej paczki spowoduje obcięcie funduszy na ich mikołajkowe prezenty. I chyba właśnie o to chodzi.




Odzew jest ogromny: w zeszłym roku z Holandii wysłano ponad 2 miliony takich kartonów. To całkiem sporo przy 16-milionowym społeczeństwie. A przecież wypełnienie takiej paczki kosztuje według moich obliczeń około 20-25 euro. Plus jeszcze "dobrowolna" opłata za wysyłkę (w tym roku 6 euro). Czyli całkiem sporo. W szkole moich dzieciaków na 500 uczniów przypada rocznie prawie 300 paczek - to też sporo, biorąc pod uwagę, że z reguły do naszej szkoły uczęszczają rodzeństwa. Czyli statystycznie każda rodzina przygotowuje co najmniej jedną paczkę (wiem, że w niektórych rodzinach swoją paczkę przygotowuje każde dziecko). A więc konsumpcyjnie nastawione społeczeństwo, w którym gromadzenie kasy jest najważniejszą cnotą, jakoś się broni. W tym wypadku zaangażowanie jest o wiele większe niż w Niemczech, gdzie w akcji biorą udział nie tylko szkoły, ale i kościoły. W roku 2012 akcję w krajach niemieckojęzycznych (czyli włącznie z Austrią i Niemieckojęzyczną częścią Szwajcarii) zamknięto liczbą około 490 tysięcy paczek. Mieszkając w Niemczech też braliśmy udział i wiem, że niełatwo było przekonać ludzi do tak dużych wydatków. Dlatego na przykład w szkole Misi paczki wykonywano wspólnie - każdy mógł przynieść cokolwiek, kto nie mógł sobie pozwolić na więcej dawał jeden zeszyt czy ołówek, następnie dzielono wszystkie dary na komplety zawierające wszystkie wymagane elementy i dzieci w szkole pakowały razem kartony. Też można. Na dodatek nie wymagano żadnych dodatkowych wpłat na przesyłkę. 





No cóż, w Holandii pewnie sporo kasy pochłania samo działanie odnośnej fundacji, promocja i perfekcyjne przygotowanie akcji: każda paczka zostaje opatrzona kodem kreskowym, dzięki któremu możemy śledzić jej los. Co ciekawe, w Holandii akcja jest całkowicie świecka i poza tym, że odbywa się w okolicy Bożego Narodzenia nie ma z nim nic wspólnego. Dzięki temu jest kojarzona pozytywnie i nie ma wokół niej takich kontrowersji, jak w Niemczech. Tam przed dwoma laty zauważono, że jest to akcja chrześcijańska, zresztą zapoczątkowana przez chrześcijańskich fundamentalistów z USA, ma więc charakter misyjny. A to w społeczeństwie multi-kulti nie uchodzi, więc nawet niemieckie kościoły odradziły swoim szkołom i przedszkolom udział. Holenderscy pragmatycy odarli akcję z bożonarodzeniowego charakteru, ale dzięki temu trzyma się nieźle.  Mam tylko nadzieję, że w tym roku priorytety fundacji zostaną nieco zmodyfikowane i paczki trafią na Filipiny. Tamtejsze dzieci chyba są w potrzebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...