źródło |
Tradycja tego święta, które jest w istocie najważniejszym świętem narodowym oraz najhuczniejszym dniem roku, sięga roku 1880. Wtedy postanowiono wymienić narodowe święto upamiętniające bitwę pod Waterloo, w której Napoleon utracił władzę nad Niderlandami, na swobodniejszy Prinsessendag (Dzień Księżniczki), obchodzony w dniu urodzin księżniczki Wilhelminy (31 sierpnia). Święto się przyjęło i zwłaszcza po jej wstąpieniu na tron i zmianie nazwy na Dzień Królowej zyskało wielką popularność. Od tamtej pory było obchodzone niezmiennie przez 123 lata. Tak długo na holenderskim tronie nie zasiadał żaden mężczyzna. Cóż za feministyczne królestwo! - można by powiedzieć, gdyby nie to, że reszta kobiet w tym kraju nie miała właściwych praw aż do lat 80. XX wieku. Jedyną zmianą była data obchodów: po wstąpieniu na tron Juliany stały się nią jej urodziny 30 kwietnia. Jej córka Beatrix, której urodziny wypadają w styczniu, postawiła na kontynuację. I właśnie dzień 30 kwietnia przez wiele lat był Dniem Królowej. Dawno, dawno temu były jakieś oficjalne defilady i parady. Dziś święto jest obchodzone na wesoło i, jak to w Holandii, bardzo na luzie. Najważniejszym jego elementem jest strój, a właściwie jego kolor. Holenderska dynastia nosi nazwisko van Oranje-Nassau i, jak sama nazwa wskazuje, jej herbowym kolorem jest pomarańczowy. W Dniu Królowej wszystko musiało być więc pomarańczowe. Z czasem oczywiście pojawiły się wszystkie możliwe części ubioru w tym kolorze, a także miliony gadżetów. Pomarańczowe są tego dnia wszelkie ozdoby do włosów, biżuteria, kapelusze, peruki, pokrowce na telefony i oczywiście ciuchy, łącznie z bielizną. Kto nie ma na sobie nic pomarańczowego, nie jest Holendrem. W trend wpisują się nawet znane marki odzieżowe, które wypuszczają na tę okazję krótkie pomarańczowe serie. Jeszcze tylko zakładamy pomarańczowe przeciwsłoneczne okulary i zabawę czas zacząć.
źródło |
Propozycje modowych blogerek (źródło) |
Kleedjesmarkt (źródło) |
Im śmieszniej, tym lepiej (źródło) |
Na koncercie monochromatycznie (źródło) |
... ciężko manewrować (źródło) |
Beatrix, Willem-Alexander i Maxima - Koningsdag 2014 w De Rijp (źródło) |
Dalej już tradycyjnie: grill, morze piwa i na łódkę. Kolejność dowolna. Będzie się działo. Jak zwykle. A mnie to wszystko omija. W tym roku tradycyjnie również. Bo majowe wakacje to dla nas świetna okazja na mały urlop. I dlatego w ogóle nie czuję tego święta. Może kiedyś zostaniemy, założymy pomarańczowe ciuchy, słoneczne okulary i wsiądziemy do łódki z kratą piwa... Na razie tylko dzieci mają szansę na odrobinę pomarańczowego szaleństwa w szkole.
Super, chciałabym się wybrać na to święto kiedyś! :)
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy!
Wybierz się, wybierz. Ja niestety zawsze w tym czasie wybieram się gdzie indziej... :)
UsuńKiedyś ten handel w Dzień Królowej był bez podatku VAT, tak przynajmniej zostałam poinformowana przez Holendrów. Z 10lat temu jak byłam pierwszy raz na Dniu Królowej to pomyszkowałam w bibliotece albo książkowo-muzycznym antykwariacie i za parę guldenów znalazłam okazje książkowe w języku angielskim, i zestaw płyt.
OdpowiedzUsuńAkurat byłam w Holandii na przekazanie władzy i faktycznie znajomi Holendrzy byli przejęci wydarzeniami.
Innym razem wybrałam się w ten dzień też do Amsterdamu i muszę przyznać, że byłam miło zaskoczona, że jest miejsce na zabawę dla wszystkich: dla osób na wózkach, dla seniorów, dla młodzieży, dla rodzin z małymi dziećmi, dla pijących piwo, i pijących wino. Każdy jeśli chciał to się bawił. I policja była dość czujna. Byłam zaskoczona bo w sumie nie myślałam, że w takim tłumie można czuć się bezpiecznie. Odniosłam wrażenie, że pomimo całej zabawy to jest to wszystko pod kontrolą i zorganizowane.
Dzień Króla jeszcze przede mną:-)
Pozdrawiam T.
To masz super wspomnienia! Fantastycznie. Pozdrawiam!
Usuń