13 marca 2017

Co z tą Holandią?


Za nami najgorętszy politycznie weekend ever. Przynajmniej, od kiedy mieszkam w Holandii. Właściwie jeszcze kilka tygodni temu mogłam powiedzieć, że polityka nie ma dla Holendrów najmniejszego znaczenia. Po pierwsze dlatego, że nie mają zwyczaju emocjonować się sprawami, na które mają ograniczony wpływ (albo nie mają go wcale). Po drugie dlatego, że to stabilny kraj, w którym wszelkie zmiany są powolne i ewolucyjne, a najczęściej tylko kosmetyczne.


Dodatkowo tutejsza kultura nakazuje rozwiązywanie wszelkich problemów metodą tzw. polderowania, czyli negocjacji polegających na oddawaniu pola małymi kroczkami i prowadzących do wypracowania kompromisu, z którego wszystkie strony są zadowolone. Polityka krajowa jest dzięki temu niezwykle nudna i przewidywalna. Problemy też bywają najczęściej wagi lekko półśredniej, więc rzeczywiście nie ma się czym emocjonować. Zagranica tymczasem jest daleko, więc "nas to nie dotyczy".

Niestety ostatnio to się zmieniło. Zaczęło się od problemów z uchodźcami, które wprawdzie władze starają się rozwiązywać po staremu, ale jednak zaktywizowały część społeczeństwa. Z populistami pokroju Geerta Wildersa na czele. Potem wszyscy strasznie przejęli się wyborami w USA, które były na tapecie długimi tygodniami - zupełnie nietypowo.

A ostatnio naprawdę zaczęło się dziać. W tym tygodniu wybory parlamentarne. Kampanii długo nie było widać i słychać. Właściwie aktywny był tylko Wilders ze swoją anty-imigrancką i anty-unijną retoryką. Trzeba przyznać, że w ostatnim czasie poczynił postępy. Z partii zupełnie marginalnej wyrósł na sporą siłę. I niestety są poważne obawy, że jednak wybory wygra. A wtedy będzie powtórka z Rosji, Turcji, Węgier, Polski, USA. Może nawet Nexit. Zbyt długo nie traktowano go poważnie, zbyt łagodnie karano za rasistowskie wypowiedzi. Zbyt długo powtarzano, że i tak nie da rady sformować koalicji, więc rządzić nigdy nie będzie. Skąd my to znamy? Teraz mamy za swoje. Wilders ma w sondażach koło 35%, ale może być niedoszacowany, bo niektórzy się nie przyznają do takich sympatii. Wszystkie partie zapowiedziały brak zgody na koalicję z nim, ale co jeśli zdobędzie większość? Na razie, w obawie przed "bratnią pomocą" rosyjskich hakerów powrócono do wyborów analogowych: tylko kartki, żadnego głosowania przez internet. Ale i tak kampania była inna od poprzednich. Problemy, jakie stoją przed holenderskimi politykami to zwykle pytania typu: "Czy będziemy dalej corocznie zwiększać udział własny w kosztach leczenia, czy może podniesiemy składki, a dopłaty obniżymy?". Tym razem kampania toczy się wokół "holenderskiej tożsamości". Znowu brzmi znajomo, prawda? Ale to wszystko mieściło się jeszcze w jakiś ramach normalności.

Do soboty. W sobotę obudziliśmy się nagle w kraju ogarniętym potężnym kryzysem dyplomatycznym. Z mojej perspektywy obserwatora zupełnie niebywałe. Holenderski rząd, który na prowokacje zagraniczne reaguje zwykle co najwyżej zaciśnięciem szczęk, dał się sprowokować Turkom i wpakował w awanturę. Czytam i czytam komentarze i właściwie wciąż nie wiem, jaka była geneza problemu. Jasne, Holandia jest przeciwna autorytarnym rządom Erdogana. Jasne, to wkurzające, gdy inny kraj prowadzi własną kampanię referendalną tutaj. Holendrów drażni to bardziej niż innych, bo nie uznają generalnie podwójnego obywatelstwa i chyba tylko z Turcją mają umowę o takiej możliwości. Ale i tak nie do końca rozumiem, jak ta wojna się zaczęła. Nie mam na myśli kwestii merytorycznych, tylko wyjątkowy sposób postępowania. Nie wpuszczono tureckich ministrów. Oficjalnie względy bezpieczeństwa - rzeczywiście można by się obawiać zamieszek wśród samych Turków, którzy też są podzieleni w swoim stosunku do Erdogana, może jeszcze jakieś dodatkowe potencjalne zagrożenia - ale wydaje się, ze tak naprawdę chodziło o coś innego. Premier Rutte wielokrotnie podkreślił, że szantaż ze strony Turcji był nie do przyjęcia. Jasne, porównania do nazistowskich Niemiec nie kojarzą się dobrze i są obraźliwe, zwłaszcza ze strony dyktatora. Ale od czego się zaczęło, tego nigdzie nie doczytałam. Wygląda na to, że rządząca partia postanowiła problemy wykorzystać w kampanii, żeby nieco osłabić pozycję Wildersa pokazując wyborcom, że rząd jest stanowczy i nie da się wodzić za nos krajom islamskim. I może nawet rzeczywiście ma to szanse powodzenia. Trzeba przy tym zauważyć, że właściwie wszyscy holenderscy politycy (z Wildersem włącznie) poparli rząd. Na razie mamy wojnę dyplomatyczną, zamieszki z udziałem Turków na ulicach i ostrzeżenia przed podróżami do Turcji. 

Tak czy owak, świat się zmienia... Ciekawa jestem, w jakim kraju obudzimy się w czwartek.    




8 komentarzy:

  1. Dziś chyba jest debata na ktorą być może Wilders przyjdzie.

    Co do konfliktu to też się nad tym zastanawiam. Bo Holendrzy są zwykle racjonalni w swoich działaniach więc z jakiegoś powodu tak się zachowali.
    Zastanawiałam się czy przypadkiem, żeby zrozumieć ich zachowanie to nie trzeba znać historię kontaktów NL-Turcja. Bo to może są takie szczególne kontakty jak nasze z Rosjanami? Zresztą Erdogan w piątek był w Moskwie, i może celem jest wprowadzenie zamieszek o cokolwiek z UE? A wtedy oczy są skierowane na Europe a Rosja robi swoje?
    "Rosja rozmieściła w tajemnicy pociski manewrujące ziemia-ziemia, oznaczone przez Amerykanów jako SSC-8. Ich zasięg może wynosić nawet 5,5 tys. km i prawdopodobnie mogą one przenosić głowice nuklearne. Rakiety nie mogą co prawda dosięgnąć terytorium USA, ale większości europejskich sojuszników NATO już tak.

    Sprawa jest o tyle poważna, że oznaczałaby, iż Kreml zdecydował się złamać kluczowe amerykańsko-rosyjskie porozumienie, które było początkiem końca zimnej wojny. W 1987 roku Gorbaczow i Reagan podpisali dokument, który zakazywał testów, produkcji i rozmieszczenia na lądzie rakiet średniego zasięgu zdolnych do przenoszenia głowic atomowych.

    Odpowiadając na pytania Kongresmenów generał Selva potwierdził doniesienia gazety i nie pozostawił wątpliwości, że Moskwa to porozumienie złamała. Co więcej, przyznał, że Pentagon nie ma sposobu, by zmusić Rosję do wycofania się z tej decyzji." - P. Kraśko.

    I mam wrażenie, że Holendrzy nie darzą sympatią Turków. Nie raz widziałam jak normalny Holender widząc Turka zachowującego się niewłaściwie wpadał w furię. Odnoszę wrażenie, że mają mniejszą tolerancję na Turków.

    A wpływ Rosji na referendum w NL juz był widoczny, chodziło o umowę handlową z Ukrainą, Holendrzy powiedzieli NIE. Potem się okazało, że kilku polityków zapraszało na spotkanie w TV niby Ukrainców, którzy mówili że im ta umowa nie jest potrzebna. Nikt tych niby Ukrainców nie wylegitymował, mówili po Rosyjsku a potem sami Ukraińcy ich zidentyfikowali jako Rosjan.

    Zgadzam się, ze nie mamy pewności w jakim świecie się obudzimy, politycy podgrzewają atmosferę.

    Miejmy nadzieję, że Holendrzy nie zawiodą i wykażą się większym rozsądkiem niż reszta świata:-)

    pozd T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie to podgrzewanie atmosfery tak mnie dziwi. Może i racja, że coś głębszego jest na rzeczy - np. z Rosją. W sprawie referendum rzeczywiście Rosjanie jak zwykle trolowali, ale nie wiem, czy to miało jakiekolwiek znaczenie. Moje wrażenie było takie, że pies z kulawą nogą nie interesował się tematem, na zasadzie: "gdzie Holandia, gdzie Ukraina". Turcja to co innego, bo to duży partner handlowy. A Turków rzeczywiście nie bardzo lubią. W sumie nie wiem dlaczego. Ale cóż, ja z Niemiec jestem, to i nie rozumiem. Może to przez tulipany...

      Usuń
    2. Wg tego materiału Rosja wpłynęła na to referendum: https://www.nytimes.com/2017/02/16/world/europe/russia-ukraine-fake-news-dutch-vote.html?_r=2

      A z kolei wg tej węgierskiej publikacji Rosja wpływa też na kraje byłego bloku wschodniego, w tym Polskę: http://www.politicalcapital.hu/wp-content/uploads/PC_reactionary_values_CEE_20160727.pdf

      W rozdziale o Polsce są wymienione osoby (znane od lat z dziwnych wypowiedzi), ruchy anty-feministyczne, pro-life które są finansowane przez Rosję, a w necie można dokopać się do zdjęć ze spotkań np. antyNATO na które niektóre osoby z tej listy jeżdżą od 2006roku.

      Niemcy już zaczęli opanowywać swój internet z rosyjskiej propagandy, Francuzi też już się przekonali że muszą zadbać o to.
      A na Mołdawii przy wyborach to nawet Rosjanie planowali zamach na prozachodniego kandydata. O wpływie na Trumpa i potencjalnym szantażowaniu go nie wspomnę, bo to już nie jest tajemnicą.

      A jakie mają podejście Niemcy do Turków? Orhan Pamuk chyba w Niemczech znalazł schronienie przed tureckimi ekstremistami.

      Pozd T.

      Usuń
    3. Zapomniałam wspomnieć o takich incydentach:
      http://www.tvn24.pl/ukrainskie-wladze-nie-dopuscily-do-protestu-rzekomych-polakow,723199,s.html

      i takich: http://wyborcza.pl/7,75399,21472245,za-kase-kremla-w-polsce-przeciw-ukrainie.html

      pozd T.

      Usuń
    4. Ciekawe. Nigdy się aż tak w temat nie zagłębiałam. Dzięki. :)

      Usuń
    5. Kilka lat temu dziennikarz telewizji polskiej prywatnej podawał statystyki, że na stronach ich portalu 75% komentarzy i odwiedzin jest z serwerów rosyjskich. Także jesteśmy "monitorowani".

      Shirreff Richard były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie w książce opartej na grach wojennych "2017. Wojna z Rosją" opisuje również innego typu działania jakim jesteśmy poddawani z rosyjskiej strony. Dobrze napisana beletrystyka została przetłumaczona w wielu krajach. Po tej lekturze jeszcze inaczej patrzy się na działania polityczne.
      pozd T.

      Usuń
    6. A tutaj p powiązaniach z USA, PL i pieniędzmi rosyjskimi:
      http://www.superstacja.tv/program/nie-ma-zartow-tomasz-piatek,6456990/

      Usuń
  2. I jeszcze jeden wątek prania brudnych rosyjskich pieniędzy na całym świecie: http://www.tvn24.pl/superwizjer-w-tvn24,149,m/rosyjska-pralnia-sledztwo-superwizjera-i-newsweeka,726628.html
    pozd T.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...