Święta zbliżają się wielkimi krokami. Czyli przygotowania czas zacząć, a ja nie mam weny. Jestem masakrycznie zagoniona przygotowaniami do szkolnej imprezy bożonarodzeniowej, którą jest sporym przedsięwzięciem - zorganizowanie taniej imprezy na 600 osób w trzy osoby okazało się wyczerpujące.
Atmosfery Świąt jakoś w ogóle jeszcze nie czuję. Jak zwykle brakuje mi jej w moim otoczeniu. W Holandii po 5 grudniu emocje opadły. Bożym Narodzeniem nie za bardzo się przejmują. Niby w kościele i szkole zapalane są adwentowe świece, w sklepach dekoracje, ale ... nie pachnie Świętami. Może to brak prawdziwych choinek... Bo świerków tu nie ma. Żywe jodły już w obniżonych cenach - nie cieszą się powodzeniem. W większości domów od 6 grudnia stoją już plastikowe drzewka. W mieście nie pachnie też Glühwein, bo i ze świątecznymi jarmarkami tu kiepsko. Tak bardziej zaawansowany widziałam tylko w Amsterdamie. U nas na prowincji są świąteczne festyny, ale trwają zwykle 1 dzień. I to jeszcze z reguły w środku dnia (do 17:00), a przecież prawdziwy Weihnachtsmarkt powinien ożywać dopiero po zmroku. Zawsze obiecuję sobie wypad na Weihnachtsmarkt do Niemiec, ale jakoś nie zdążam...
Wkrótce trzeba się będzie zabrać za wielkie gotowanie. Bo tego sobie oczywiście nie darujemy. Ale nie ukrywam, że przygotowanie świątecznych potraw jest dla mnie wyzwaniem. Dlaczego? Głównie z powodu braku niezbędnych składników. Karp, mak, śledzie "po polsku" to produkty w Holandii właściwie nieznane. Na szczęście polskie sklepy wyrastają jak grzyby po deszczu, więc z tym jest coraz łatwiej. Ale ćwicząc już od wielu lat zdobyłam solidne szlify w przygotowywaniu tradycyjnych potraw bez gotowców i półproduktów. W Niemczech nigdy nie miałam w pobliżu polskiego sklepu, więc chociaż właściwie wszystkie produkty można było łatwo dostać, musiałam nauczyć się gotować jak za babcinych czasów. W Holandii za to wymyślam alternatywne potrawy, nie wymagające tradycyjnego karpia, z małą ilością maku i śledzi w "polskim stylu". Na szczęście nielegalnie zebranych grzybów zawsze u nas dostatek, a w sklepach nietrudno o tradycyjne holenderskie produkty takie jak świeże buraki (w Niemczech trzeba się było nieraz nachodzić) i kiszona kapusta. Dzięki Bogu i za to.
Karpia nie będzie, chociaż w tym roku mogłabym go z pomocą polskiego sklepu już zdobyć. Ale że wcześniej było to trudne - zaprzyjaźniony sprzedawca ryb z targu miał poważne kłopoty ze ściągnięciem na zamówienie karpia z Niemiec i zaproponował sandacza wraz ze stosownymi przepisami. Sandacz się sprawdził, resztę opędzamy łososiem i halibutem. Zamiast "polskiego" (niemieckiego) śledzia zawsze można użyć Hollandse nieuwe - to będzie wersja lux. Mak wyczaiłam w jumbo. A buraki na barszcz kiszę sama. Barszcz wychodzi cudowny, dokładnie taki, jak być powinien. Nie taki z koncentratu, czy nie daj Boże z proszku. Dzięki niemu nasza Wigilia pachnie wspaniale.
Dziś jest właśnie doskonały dzień na zakiszeni buraków. W Wigilię będą w sam raz. Jeśli nigdy nie próbowaliście, spróbujcie, to żadna filozofia. Ze 4 surowe buraki trzeba obrać, pokroić w plastry, ułożyć w wielkim słoju, dzbanku, a najlepiej kamiennym garnku (niestety nie posiadam), dołożyć kawałek chleba (najlepiej razowego na zakwasie, ale ja daję jaki mam - pieczony przeze mnie razowy na drożdżach, a nawet udało mi się z rustykalnym białym holenderskim chlebem z albert heijn). Zalewamy przegotowaną ciepłą wodą (nie gorącą - nie chcemy przecież wytruć bakterii), przykrywamy (ale nie szczelnie, musi być dostęp powietrza) i czekamy. Co najmniej 5-6 dni. Potem pozostaje już tylko ugotować zupę. Ja biorę tyle samo buraków świeżych, ile użyłam do kiszenia, i dodaję cały uzyskany buraczany kwas. Mniam, już mi ślinka leci na samą myśl. Tylko kiedy ja uszka zrobię?!
Dziękuję Małgoś!
OdpowiedzUsuńW tym roku szykuję Wigilię, (bo zwykle jeżdżę do rodziców na gotowe), dlatego przepis na barszcz jest dla mnie jak znalazł :-)
Życzę Ci świątecznego natchnienia i nastrojów oraz powodzenia z imprezą, na pewno wszystko pójdzie świetnie!
Mam nadzieję, że się udał Moniko! Pozdrowienia!
UsuńI jak minęły święta? Wszystko poszło zgodnie z planem? I na Sylwestra może mały artykuł jeśli znajdziesz czas?
OdpowiedzUsuńŚwięta udały się wspaniale. Barszcz był fantastyczny - nieskromnie stwierdziliśmy z moją Drugą Połową (gotowaliśmy wspólnie), że wspięliśmy się na wyżyny w tym zakresie i takiego barszczu to najstarsi w obu rodzinach nie pamiętają. Poza tym wymyśliliśmy parę potraw alternatywnych, które dały się przygotować w maleńkich porcjach. Potem już tylko miło spędzaliśmy czas we czwórkę. Jedynym problemem był tradycyjny brak śniegu.
UsuńDo Sylwestra sporo czasu i na pewno napiszę. Mam już plan - wskazówka na fb. Pozdrawiam serdecznie!