W Holandii nie celebruje się rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego. Tym większe było moje zdziwienie, gdy poznałam rozmiary świętowania zakończenia nauki w szkole podstawowej. Okazało się, że jest cała masa zwyczajowych atrakcji związanych z tym wydarzeniem. Może i racja: przejście ze szkoły podstawowej do średniej w Holandii to przekroczenie Rubikonu. Stąd chyba tyle wysiłku wkłada się w ten swoisty "rytuał przejścia". Dwunastolatki muszą przecież całkowicie zmienić tryb życia i w szybkim tempie zrobić się mocno samodzielne. I nie chodzi tylko o to, że szkoła średnia to więcej obowiązków, chaos wielu sal przedmiotowych, rozmaitość nauczycieli, a więc warunki zgoła inne od przytulnych małych szkół podstawowych, gdzie każdego dnia mamy przez cały dzień lekcje w jednej sali i z tą samą nauczycielką. Szkoła średnia to wielki moloch (z reguły ok. 1200 uczniów) i ... praca domowa każdego dnia. Ale to także konieczność wyrwania się spod skrzydeł rodziców - długie dojazdy rowerem, konieczność używania karty bankowej itp. Po prostu inne życie. I może dlatego tę zmianę trzeba jakoś zaznaczyć i zneutralizować.
Stąd też ciekawe wydarzenia w końcówce roku - w naszej szkole akurat mocno rozciągnięte w czasie. Punkt pierwszy: kamp (obóz). Czyli trzydniowa wycieczka - jedyna tak długa w ciągu 8 lat nauki - w iście holenderskim stylu: na rowerach i na kemping. Holendrzy, jak wiadomo all inclusive nie potrzebują. Dwunastolatki są już z reguły mocno doświadczone kempingowymi wakacjami, więc radzą sobie świetnie. Odjazd ogląda cała szkoła, ósmoklasiści robią rundę honorową wokół budynku, przy okazji nieziemsko hałasując dzwonkami. A na kampie jest samodzielne (z rodzicami) gotowanie w wielkich kotłach, spanie na byle jakich pryczach i mycie w zimnych łazienkach na dworze. Główne atrakcje wycieczki to basen, tzw. bonte avond (kolorowy wieczór), czyli nocna zabawa, połączona czasem z przebieraniem i robieniem różnych żartów - coś jak u nas zielona noc na koloniach. Plus jakaś zabawa typu speurtocht. Klasa Misi dostała masę zadań, które dzieciaki musiały wykonać w obcym miasteczku. Np. znaleźć najdroższy ciuch w sklepie, przekonać sprzedawcę do podarowania im jakiegoś produktu itp. Wszystkie osiągnięcia trzeba było sfotografować. A to wszystko po to, żeby pokazać dzieciakom, że są samodzielne i wystarczająco pewne siebie, żeby dać sobie radę w szkole średniej.
Kolejną tradycją jest wystawienie musicalu. Karkołomne zadanie dla nauczycieli, którzy muszą znaleźć scenariusz z odpowiednią liczbą ról - każdy przecież musi brać udział, a potem przygotować przedstawienie w grupie, w której niekoniecznie każdy musi lubić tego typu działalność. Zwłaszcza chłopcy w tym wieku nie przepadają za prezentowaniem swoich umiejętności muzycznych i tanecznych. Ale warto. Efekt w naszej szkole był znakomity. Byłam w szoku, że udało się tyle z dzieciaków wycisnąć. A przy okazji mieli sporo zabawy.
Zasadniczo musical jest wystawiany na zakończenie i połączony z uroczystym pożegnaniem, a czasem również z imprezą taneczną. U nas akurat rozdzielono te dwie okazje. Gala avond, czyli wieczór galowy odbył się już wcześniej. To chyba dość nowa świecka tradycja inspirowana amerykańskimi serialami dla młodzieży, bo nasza gala przypominała wypisz-wymaluj amerykański prom. Dzieciaki chyba ze 2 tygodnie kompletowały outfity, ćwiczyły uczesania itd. Dziewczyny miały wieczorowe sukienki, część nawet długie, i misterne uczesania (niektóre prosto od fryzjera). Chłopcy pewnie po raz pierwszy w życiu wystąpili w marynarkach, garniturach, krawatach, muszkach, a jeden nawet w smokingu. Jednym słowem glamour. Przed szkołą rozwinięto średnio odkurzony czerwony dywan, na którym robiono zdjęcia wchodzącym. Wypadało też zajechać z fasonem. Opcje były 3: oldtimer, cabrio albo ... limuzyna. Dla obniżenia kosztów wynajęto jedną, która po kolei przewiozła wszystkie dzieciaki. Dalej było już spokojniej - zwyczajna zabawa z konkursami i dyskoteka.
Największe wrażenie na rodzicach zrobił musical i oficjalne pożegnanie przez dyrekcję i nauczycieli. Muszę powiedzieć, że włożono sporo wysiłku w przygotowania. Pojawili się wszyscy nauczyciele, którzy przez ostatnie 8 lat pracowali z klasą Misi, pani dyrektor wygłosiła przemowę przygotowującą dzieciaki do sprytnego zaaklimatyzowania się w szkole średniej. A najśmieszniej było, kiedy nauczycielki zaprezentowały swoją wizję przyszłości uczniów. Przed otrzymaniem dyplomu i pamiątkowej Biblii każdy musiał wysłuchać przepowiedni co do jego losów zawodowych. Te oparte były na najbardziej rzucających się w oczy zdolnościach, cechach charakteru lub zabawnych zdarzeniach. Niektóre były dość przewidywalne - wiadomo: Misia zostanie tłumaczem. Ale niektóre pokazały holenderską kreatywność w szukaniu drogi życiowej. Największy spóźnialski założy firmę specjalizującą się w skutecznym i przyjemnym budzeniu. Kolega, który codziennie spada z krzesła na skutek zbyt silnego bujania, zostanie projektantem mebli itp. Do przepowiedni załączone były zdjęcia dzieciaków za 60 lat. Moim zdaniem raczej za 80, ale i tak śmiechu było co niemiara.
Teraz dzieciaki koncentrują się na przyjemnościach: bitwa wodna, śniadanie w IKEA, basen. W przyszłą środę przyjdą do szkoły po raz ostatni, aby wręczyć nauczycielkom prezenty , zabrać ostatnie rzeczy i w asyście całej szkoły opuścić budynek. Wszyscy młodsi uczniowie będą machać im sprzed bramy.
A potem już tylko wakacje i zacznie się nowy rozdział życia.
A biorąc pod uwagę, jak wygląda świętowanie zakończenia nauki w szkole podstawowej, należy się już obawiać, co nas czeka za kilka lat. Na razie znam tylko holenderski zwyczaj wywieszania plecaka, często z flagą, ewentualnie również banera z napisem "Geslaagd!" ("Zdałem!") przed domem. Ale słyszałam, że dla uczczenia egzaminów końcowych wiele nastolatków urządza wyprawę na Ibizę lub w jakieś podobnie rozrywkowe miejsce. Dobrze, że mam jeszcze kilka lat na przyzwyczajenie się do takich pomysłów.
Ciekawy artykuł, dowiedziałem się wielu nowych rzeczy:)
OdpowiedzUsuń