16 listopada 2016

Holenderskie filmy


Tydzień bez dobrego filmu, to tydzień stracony. Film musi być. Ale żeby od razu holenderski? Zaraz, zaraz, czy ktoś w ogóle słyszał o holenderskich filmach? Nawet kinomani pełną gębą mają trudności z przypomnieniem sobie tytułu jakiegokolwiek holenderskiego filmu, nazwiska reżysera lub aktora. 

Nie martwcie się, Holendrzy też mają z tym kłopot. I to pomimo, że w Holandii produkuje się kilkadziesiąt filmów rocznie. Kinowych, o telewizyjnych nie mówię. Tych jest dużo więcej, chociaż jeśli chodzi o telewizję, to Holandia słynie raczej z formatów reality i talent show.

Taka karma. Hollywood rządzi w holenderskich kinach. A te 2 filmowe nazwiska, które chodzą Wam po głowie i może sobie właśnie przypomnieliście, to Rutger Hauer i Paul Verhoeven. Emeryci. Obaj światową karierę rozpoczęli wspólnymi filmami "Turkse fruit" ("Tureckie owoce", 1973) i "Soldaat van Oranje"("Żołnierz orański", 1977). Pierwszy z nich zasłynął dużą w tamtych czasach dawką erotyzmu (ach ta Holandia!), drugi był manifestem holenderskiego bohaterstwa wojennego (sic!). Obu wciągnęło Hollywood. Rutger Hauer nigdy już stamtąd nie powrócił, więc całkowicie go odpuszczam. Verhoeven, twórca takich hitów jak "Robocop", "Pamięć absolutna" czy "Nagi instynkt", niekiedy jeszcze sentymentalnie powraca do Holandii. Zajmuje się tu czasem reżyserskimi eksperymentami, a czasem coś poważnego nakręci. Np. "Zwartboek" ("Czarna książka", 2006).


"Zwartboek" to film wielogatunkowy: niby wojenny, ale ma w sobie sporo cech thrillera, kryminału, melodramatu z domieszką czarnego humoru i dużą porcją ironii. Młoda Żydówka cudem unika śmierci, przefarbowuje włosy na blond i zaczyna działać w ruchu oporu. Jako jego agentka nawiązuje romans z niemieckim oficerem. Sprawy się komplikują, nikt nie jest tym, za kogo go uważamy, nie ma dobrych i złych. Całkiem niezła fabuła, zaskakujące zakończenie, ale i ciekawe spojrzenie na holenderskie społeczeństwo w ostatnim roku wojny. W przeciwieństwie do wojennych standardów w tym filmie Verhoeven nie pokazuje Holendrów jako bohaterów o czystych rękach. Do tego niezła rola Carice van Houten, którą lubię także z innych filmów.


https://www.youtube.com/watch?v=Lyj56gsrBJk



Temat II wojny światowej jest dość znaczący w holenderskiej kinematografii - chwalić się za bardzo nie ma czym, ale i drobne narodowe traumy trzeba przepracować. Jeśli ten temat Was interesuje, obejrzyjcie "Oorlogsgeheimen" ("Wojenne tajemnice", 2014) lub "Oorlogswinter" ("Wojenna zima", 2008). W obu wojna pokazana jest z perspektywy dziecka lub nastolatka. 









Jeśli wolicie filmy współczesne, polecam te z Carice van Houten. "Komt een vrouw bij de dokter" ("Przychodzi baba do lekarza") z 2009 to wbrew pozorom nie komedia, lecz tragedia. Może nie zupełnie najwyższych lotów, ale przejmująco pokazuje umieranie pięknej i rozrywkowej kobiety, a z drugiej strony jej skomplikowaną relację z mężem. Typowy wyciskacz łez. 

https://www.youtube.com/watch?v=AsWYo-ibX9I

Jeszcze bardziej hardcorowy jest "De gelukkige huisvrouw" ("Szczęśliwa mężatka", 2010), gdzie Carice gra tytułową rolę pięknej i spełnionej w każdym aspekcie kobiety, którą przytłacza urodzenie dziecka. Przytłacza to może niewłaściwe słowo: w następstwie dramatycznego porodu u Lei ujawnia się ciężka psychoza. Ostry film, ale nawet jeśli nie zdecydujecie się obejrzeć w całości, zobaczcie przynajmniej kilkanaście pierwszych minut. Dla mnie początek szalenie zabawny, chociaż z każdą minutą coraz bardziej dramatyczny - to poród po holendersku. Bardzo prawdziwe sceny - cud, że tak niewiele holenderskich matek zapada na choroby psychiczne. 


https://www.youtube.com/watch?v=z6_-jpfhCZY

Mój wybór jest oczywiście całkowicie subiektywny - po prostu jestem wielbicielką ciężkiego kina. ale w Holandii kręci się też sporo komedii romantycznych. Mogą być i z Carice van Houten: "Alles is liefde" ("Wszystko to miłość", 2007), "Alles is familie" ("Wszystko to rodzina", 2012).


Albo bez - "Gooische vrouwen" ("Kobiety z Het Gooi", 2011). To pełnometrażowa wersja serialu telewizyjnego, coś w rodzaju holenderskiego "Seksu w wielkim mieście". Tylko, że nie w wielkim mieście, a podamsterdamskim małomiasteczkowym piekiełku bogaczy, gdzie nieco bardziej obfite w kształtach niepracujące żony mają podobne problemy. W zamyśle chyba nie komedia - dla mnie raczej tak. Z serii poznaj Holendrów.


Na koniec jeszcze jeden film, o którym należy wspomnieć. Stary, ale z polskim akcentem - to "Poolse bruid" ("Polska panna młoda", 1998) - opowieść o związku holenderskiego rolnika ze znalezioną na polu dziewczyną, która uciekła z niewoli w domu publicznym.



I jeszcze jeden komentarz: Holendrzy kręcą też sporo filmów dla dzieci i młodzieży. Niektóre z nich naprawdę warto dać dzieciakom obejrzeć. W listopadzie każdego roku obowiązkowo ukazuje się jakiś film dla najmłodszych z Sinterklaasem w roli głównej - Mikołaj rządzi. Poza tym w ostatnich latach popularność zdobywały serie filmów "Mees Kees" ("Pan Kees") - perypetie młodego nauczyciela - i "Dummie de mummie" ("Mumia Dummie") - przygody sympatycznego chłopca z ożywioną egipską mumią. Nastolatki oglądały chętnie "Spijt!", "Dansen op de vulkaan", "Afblijven" czy "Pijnstillers",  o typowych problemach młodzieży.



Post jest częścią zimowego projektu Klubu Polek "Filmy z naszych krajów". Lista wszystkich postów jak zwykle na stronie Klubu. Czytam je z wielką ciekawością i moja lista filmów do obejrzenia wydłuża się z każdym dniem. Ale nic to, przede mną cała zima!

    

6 komentarzy:

  1. Świetnie, że zebrałaś najpopularniejsze holenderskie filmy! Pewnie niejeden się uśmiecha słysząć pojęcie "holenderskie kino", ale niektóre są naprawdę dobre! Mój ulubiony to "Zwartboek" z cudowną , przepiękną zawsze Carice van Houten. Widzę ją coraz częściej również i w hollywoodzkich produkcjach. Bardzo lubię również film "De Storm" o powodzi z 1953 w prowincji Zeeland ze świetnym Barry'm Atsma. Na mojej liście są jeszcze na pewno "Gooische Vrouwen" i "Poolse Bruid".
    Filmy dla młodzieży są świetne, to prawda! Holenderskie poczucie humoru, które na codzień czasem mi przeszkadza ;), w filmach tych jest w jakiejś "lepszej" wersji, z "dystansem". Wspaniały jest "Mees Kees", lubimy także "Dolfje Weerwolfje". Moje dzieci oglądały w szkole poruszający film "Achtste groepers huilen niet" o Akkie chorej na raka. A z filmów o Sinterklasie, które wspomniałaś, to lubię "Bennie Stout" z racji tego, że był nakręcony w moim ulubionym skansenie "Zuiderzeemuseum", mieszkam 20 km od niego. Dziękuję za ten post, będę polecać znajomym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na "Gooische vrouwen" byłam w kinie holenderskim i odebrałam to jako taki holenderski humor:-) Przynajmniej ci Holendrzy co mnie zaprosili na ten film mieli dystans do holenderskiego świata i nieźle się wszyscy uśmieliśmy:-)

    I dla poznania już holenderskiej historii obejrzałam sobie: "Kenau: Wojowniczka z Haarlemu" (obrona Holendrów przed królem Hiszpanii w XVIw) oraz "Michiel de Ruyter" o wybitnym admirale - dla lubiących strategię film idealny.

    Wspominasz o "Zwartboek" i pamiętam, że po tym filmie sięgnęłam po książkę "To ja byłem Vermeerem" by Frank Wynne - o holenderskim fałszerzu (Han van Meegeren) obrazów, który współpracował z nazistami - książka przybliża II wojny w Holandii i pokazuje też różne strony tej współpracy bo z jednej strony współpraca była złym faktem, a z drugiej strony oszukał nazistów ale fałszerz nie chciał się przyznać, bo chciał być genialnym malarzem. Pamiętam z tej książki, że po wojnie Holendrzy bardzo szybko zabrali się za rozliczenie wszystkich osób co współpracowali z nazistami, dlatego natrafiono na fałszerza.

    Po zwiastunie "Komt een vrouw bij de dokter" widzę, ze faktycznie może być mocny film dla mnie. Niestety w PL nie mamy łatwego dostępu ani do kina holenderskiego, francuskiego (ok. 400 filmów rocznie) czy z innych, a to mogą być fajne perełki dla naszego oka czy duszy:-)
    pozd T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam po przerwie! Jak miło!
      Ja też się śmieję z "Gooische vrouwen", ale wg oficjalnych kategorii zdaje się nie należy do komedii. Filmów sięgających w głąb historii nie oglądałam. Bo ja jestem wielbicielką wieku XX. Ale może czas nadrobić braki.
      Czy to przypadkiem nie ta książka została ostatnio zekranizowana? Na początku listopada była premiera filmu o Hanie van Meergeren. U nas zdaje się jeszcze w kinach się nie pojawił, ale pewnie na niego pójdę. Tylko mam wrażenie, że ta część wojenna jest tam pominięta.

      Kiedyś miałam zwyczaj oglądać zagraniczne filmy na TV Kultura albo TVP2 w piątki późno wieczorem. Można było masę perełek wyłowić. Ale to se ne vrati...
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Również miło:-)
      Też nie jestem fanką filmów historycznych ale z drugiej strony one oddają ducha społeczeństwa, pokazują jak się kształtowało społeczeństwo więc czasem oglądam. I fajnie jest oglądać Joannę D'arc Holandii:-) Potem chodząc po niektórych miejsach ma się wrażenie, że te kamienie pamietają tamte batalie:-)

      Książkę czytałam dawno ale z tego co pamiętam to o wojnie troszkę było ale w kontekście samego bohatera. Zapamiętałam, że Holendrzy prowadzili rejestr wszystkich i to spowodowało, że naziści mieli listę Żydów przejmując urząd. I pamiętam tortury psychiczne bohatera, że wolał się przyznać do współpracy z nazistami, niż że jest fałszerzem - ale może pamięć mnie zwiodła :-) Chyba muszę "odkopać" książkę, która bardzo mi się podobała:-)

      To jak już będziesz oglądać film to koniecznie napisz czy warto czy nie warto obejrzeć:-) Damy radę bez TV:-) Może w necie będzie możliwość wykupić dostęp do filmu bo na kino to ja nie liczę:-)
      Pozdrawiam:-) T.

      Usuń
  3. Bardzo przyjemne filmy, w sam raz na odstresowanie w weekendowy wieczór. Polecam każdemu kto ma ochotę na lekkie kino.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam zbyt wielu filmów holenderskich, jednak te które udało mi się obejrzeć do tej pory bardzo mi się podobały. Uważam, że kino w Holandii ma duży potencjał.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...