Imponująca, prawda. Na razie zwierzaki zapoznają się z Europą: były już we Włoszech, Turcji, na Cyprze, w Słowenii, Bułgarii, Szwecji, Norwegii. Zwiedziły miejsca znane każdemu i takie, o których mało kto słyszał. Z tej wyprawy powstanie album i film. Cały projekt możecie śledzić na stronie Klubu oraz na fb.
Niedawno Smutek i Plotkara odwiedzili mnie w Amersfoort. Przybyli od Anny Marii z Haarlemu, czyli z niedaleka. Powitali mnie więc pełni energii - nawet Smutek nie stracił wigoru po podróży. Niestety po wyjściu z koperty miny nieco im zrzedły. W Holandii jak to w Holandii: mokro. Tego dnia też padało, co nasze plany postawiło pod znakiem zapytania.
Na szczęście pogoda wkrótce się zmieniła. W słoneczny dzień udaliśmy się na zwiedzanie miasta. Na początek obejrzeliśmy symbol naszego miasta: średniowieczną bramę Koppelpoort. Smutek i Plotkara tak się na nią zapatrzyli, że aż Plotkara ... spadła z mostu. Na szczęście nie do wody. A mało brakowało!
Następnie udaliśmy się na Lieve Vrouwekerkhof, zwany potocznie Małym Rynkiem. Smutek i Plotkara zadarli wysoko głowy, żeby spojrzeć na szczyt Wieży Mariackiej.
Weszliśmy również do środka, gdzie znajduje się "pępek" Holandii. Smutek i Plotkara stanęli dokładnie w punkcie 0.
Po zaliczeniu tych dwóch obowiązkowych punktów wizyty w Amersfoort przechadzaliśmy się jeszcze dość długo po naszej uroczej starówce.
W pewnym momencie Smutek i Plotkara pociągnęli nosami. "Co tak pachnie?" No tak, piątek to przecież dzień targowy. Nie mogliśmy sobie odmówić wizyty na targu! Skonsumowaliśmy kibbeling, czyli smażonego dorsza, a potem Smutka i Plotkarę przyciągnęły sery. Nie mogli się powstrzymać przed spróbowaniem kilku gatunków. Ledwo ich odciągnęłam.
Na koniec odwiedziliśmy jeszcze targ kwiatowy. To miejsce w sam raz dla Plotkary!
Z pełnymi brzuszkami wróciliśmy do domu, po drodze oglądając dla równowagi nieco nowocześniejszą architekturę. Dzielnica, w której mieszkam to modelowy przykład "zrównoważonego osiedla". Tutejsza architektura jest typowa dla dzisiejszej Holandii, ale też wyjątkowo oryginalna. Projektanci połączyli typowy wygląd holenderskich kamieniczek z nowoczesną stylistyką. Urbanistycznie osiedle przypomina stare holenderskie miasto, gęsto poprzecinane kanałami. Przed domami cumują łodzie. A to wszystko w sąsiedztwie natury, na brzegu polderu. Nie mogłam sobie odmówić sfotografowania Smutka i Plotkary w tym otoczeniu. Nie byliśmy sami. Towarzyszyła nam rodzina łabędzi, a po chwili dołączyła czapla, która wylądowała tuż za Smutkiem i Plotkarą, i przyglądała się nam spokojnie. Dobrze, że Smutek i Plotkara to nie ryby!
W końcu Smutek i Plotkara nacieszyli się moim miastem i zmęczeni udaliśmy się do domu. A następnego dnia rano rozpoczął się kolejny etap ich podróży: do Gosi w Lisse - ostatni przystanek w Holandii, kraina tulipanów.
Witaj!
OdpowiedzUsuńWyraziłam uznanie dla Twojego bloga w LBA:
https://dzieciakiwiatraki.wordpress.com/2015/09/25/podaj-dalej-czyli-lancuszek-szczescia/
Gratuluję dobrej roboty i pozdrawiam.
Ps. Ależ wspaniały reportaż! Miałaś uroczych gości. Zdjęcia są przepiękne. Aż chcę je pokazać moim dzieciom. Bardzo fajny pomysł na reportaż:)
Cześć! Wielkie dzięki! Jak miło być docenioną. Cieszę się strasznie, że podoba Ci się mój blog. Jutro przeczytam Twój wpis dokładniej, bo teraz już mi się przed oczami mieni - znak, że trzeba opuścić sieć. Co do zdjęć, to chyba po prostu to moje miasto takie fotogeniczne jest. No i oczywiście Smutek i Plotkara! Moim dzieciakom też się podobali. Fajne zwierzaki. Pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńJeszcze raz dziękuję za nominację. Świetny jest ten Twój wpis z LBA. Łańcuszek szczęścia nie kojarzy mi się dobrze, ale ten akurat jak najbardziej mnie przekonuje.Niestety jeszcze się nie zabrałam za swój. W końcu muszę się zebrać! :)
UsuńDziękuję za miłe słowa:) A brak czasu rozumiem...Ale spokojnie, Gosiu, bez presji i pośpiechu...
OdpowiedzUsuńJa tylko tak niezobowiązująco napisałam, by wyróżnić, a nie męczyć pytaniami:) Pozdrawiam