Przełom roku to najlepsza pora na wszelkie podsumowania. Dlatego postanowiłam się z Wami podzielić wrażeniami dotyczącymi szkoły średniej po pierwszym półroczu Misi w tym przybytku. W końcu tak długo zanudzałam Was dywagacjami na temat negocjacji z nauczycielami podstawówki i rozważań dotyczących wyboru nowej szkoły (między innymi tu), że byłoby nie w porządku pozostawić tę historię bez zakończenia.
![]() |
źródło |
Najkrócej mówiąc: szkoła spełniła nasze oczekiwania. Nawet ze sporym naddatkiem. Zwłaszcza oczekiwania Misi co do ilości pracy! Atmosfera jest przyjemna, koledzy ok, nauczyciele w większości w porządku. Najbardziej zaskakuje ogrom wysiłku, który trzeba włożyć w naukę. Często słyszy się peany na temat niewiarygodnie wysokiego poziomu nauczania w polskich szkołach i dokładnie przeciwnej sytuacji wszędzie indziej, ze szczególnym uwzględnieniem Holandii. Muszę powiedzieć, że im dłużej trwa mój kontakt ze szkołą w Holandii, zwłaszcza średnią, tym większe robię oczy słysząc tę opinię. W szkole Misi wcale nie jest łatwo. Chociaż oczywiście na czym innym polega trudność. Jak więc wygląda nauka?
Po pierwsze, zajęć jest bardzo dużo. 35 godzin w tygodniu, więc poza jednym dniem Misia wraca o 16:30. Przerwa co 2 godziny. Większość czasu jest przeznaczona na pracę własną, indywidualną, w parach lub grupach. Nauczyciele wtrącają się rzadko. Raz na jakiś czas przeprowadzają coś w rodzaju wykładu, najlepiej w audytorium. Jest to wstęp do nowego tematu, wprowadzenie najważniejszych pojęć. Dalej na własną rękę. Uczniowie pracują wielkich open space'ach przy swoich kompach a nauczyciel jest po to, żeby odpowiedzieć na pytania i wyjaśnić niejasności. Czyli ma rozwiązywać problemy. Dzięki takiemu podejściu nauka w tej szkole jest wysoce zindywidualizowana - kto ma problem z jakimś przedmiotem może liczyć na pomoc w wersji jeden na jeden. Dzieciaki z różnymi deficytami (ADHD, spektrum autyzmu itp.) mają specjalną opiekę i miejsce do wyciszenia.
![]() |
źródło |
Holenderski - bez lektur obowiązkowych. W pierwszej klasie do przeczytania i zrecenzowania 4 książki. Dowolnie wybrane, ale wszystkie dotyczące pewnego wspólnego problemu. Oprócz tych recenzji właściwie niczego się nie pisze. To spora strata, moim zdaniem. Czas w trakcie lekcji przeznaczony jest głównie na rozwijanie słownictwa.
Matematyka raczej standardowa. Krótka instrukcja i olbrzymia liczba zadań. W końcu podręcznik jest po to, żeby go w całości wykorzystać.
Języki obce - od razu 3: angielski, niemiecki i francuski. I od razu na głęboką wodę. Już podręczniki mnie zszokowały: początek pierwszej części i od razu długie teksty. Żadnego ćwiczenia tygodniami podstawowych zwrotów. Tu zasada nieuczenia się na pamięć nie obowiązuje. Słówek do wykucia ogrom. I rzeczywiście: już po pierwszym tygodniu Misia musiała się wykazać pierwszą przeprowadzoną po francusku rozmową. I to przed native speakerem - takiego nauczyciela ma na godzinę w tygodniu każda klasa z każdego języka. A człowiek się zastanawia skąd się bierze tak dobra znajomość języków obcych u Holendrów.
Wszystkie pozostałe przedmioty poza sportem, rysunkiem i muzyką zebrane są w dwa bloki: MNT (mens-natuur-technik, czyli człowiek-przyroda-technika) oraz MMC (mens-maatschappij-cultuur, czyli człowiek-społeczeństwo-kultura). Materiał podzielony jest tematycznie. Są więc bloki takie jak: życie, energia, porządek, powiązania. W każdym z nich po trochu z każdego przedmiotu. Powiązania to i łańcuch pokarmowy i wiązania chemiczne i komunikacja (działanie sieci komórkowych, budowa telefonu, relacje międzyludzkie, organizacja społeczeństwa). Porządek to prawo, zasady ruchu drogowego, chronologia, kartografia, planowanie pracy, budżet, różne alfabety i rodzaje cyfr. I tak dalej. Uczyć się o wiele łatwiej, gdy człowiek widzi, jak różne aspekty życia i dziedziny wiedzy są ze sobą powiązane. A przy tym większość zdobytej wiedzy ma bezpośrednie zastosowanie praktyczne. I jeszcze na dodatek większość materiału bardzo ciekawa. Zadania są różne. W ramach MNT np. jest sporo doświadczeń w laboratorium. Co ciekawe, przed każdymi takimi zajęciami wejściówka z zasad bhp obowiązujących podczas danego eksperymentu i z przygotowania teoretycznego. Kto nie zda, nie wchodzi, czyli ma laboratorium w plecy. W wielu przypadkach efekty pracy trzeba zaprezentować w wersji multimedialnej. Można zrobić film, fotoreportaż, prezentację. Na koniec każdego bloku do napisania praca. Z grubsza wyglądać ma jak praca licencjacka w Polsce. Kilkanaście stron, temat do wyboru spośród kilku o różnym stopniu trudności, materiały źródłowe niby dostarczone, ale poprzestanie na nich kończy się oceną dostateczną. Tematy filozoficzno-praktyczne. Przykłady? Temat życie: łatwe to wpływ promieniowania ultrafioletowego na człowieka i zwierzęta, trudniejsze czy jest możliwe życie bez światła słonecznego. Temat powiązania: łatwe - komunikacja a Biblia, średnio trudne - szyfry i Enigma, trudne - sztuka jako forma komunikacji. Na dobrą ocenę trzeba się ostro napracować. Najlepiej podeprzeć się własnymi przykładami i koniecznie sformułować i udowodnić swoją opinię. Inaczej praca co najwyżej dostateczna. No i jeszcze trzeba zadbać o formę, musi przypominać pracę naukową.
Co Wam to przypomina? Tak, dokładnie. Studia na dobrej uczelni. Na przyszłość - wspaniały kapitał, który na pewno zaprocentuje w życiu zawodowym. Ale dla 12-latków trudny orzech do zgryzienia! W tym wieku tak duża dawka samodzielności może być zabójcza. Już widzę, że dzieciaki często robią zadania po łebkach, bo zwyczajnie nie rozumieją materiału, aż na tyle, że nie są w stanie poprosić o pomoc nauczyciela, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedzą, czego nie rozumieją.
Najtrudniejszy okres przystosowawczy już za nami - Misia przeszła go z powodzeniem, choć nie bez trudu. Ale przed nią jeszcze wiele pracy...