17 maja 2016

Co Was może zaskoczyć w Islandii

Jeśli wybieracie się do Islandii, może przyda się Wam garść dodatkowych informacji. Jasne, każdy przygotowuje się najlepiej jak może. Ale zawsze może zdarzyć się coś, co nas zaskoczy. Mnie kilka rzeczy zaskoczyło, mimo dokładnych przygotowań. Oto one:


1. Ceny

O tym każdy słyszał - Islandia należy do najdroższych krajów Europy. Ale nawet wiedząc o tym, możemy przeżyć szok. Drogie jest tam prawie wszystko. Zaczynając od noclegów, poprzez wynajęcie samochodu aż do cen jedzenia, zarówno w restauracjach, jak i supermarketach. O hotelach już wspomniałam - to właśnie w Islandii spałam w najdroższym w moim życiu hotelu (a raczej pensjonacie) i kempingu. Dlatego osobom odpornym na chłody polecam zabranie namiotu. A przynajmniej szukanie noclegów przez airbnb (zawsze to trochę taniej) oraz korzystanie z hosteli, które są dość tanie, zwłaszcza miejsca w wieloosobowych salach. W każdym razie budżet trzeba zaplanować solidny.

2. Trudność znalezienia noclegu w niektórych rejonach

Południowo-zachodnia część Islandii jest dość gęsto zaludniona i najbardziej turystycznie nastawiona. W związku z tym obfituje też w odpowiednią infrastrukturę. W Reykjaviku i okolicach nocleg można więc znaleźć z łatwością, niezależnie od tego, czy interesuje nas dobry hotel, mały pensjonat, apartament czy hostel. Ale z dala od cywilizacji miejsc noclegowych brakuje. Trzeba więc rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Na nasz pobyt lipcowy rezerwowaliśmy wszystko już pod koniec lutego i na początku marca. I był to ostatni dzwonek. Zwłaszcza w rejonach atrakcyjnych turystycznie, a mało zaludnionych. Najgorzej było w rejonie Myvatn (my dojeżdżaliśmy przez kilka dni codziennie z Akureyri - 90 km), i na południowym wybrzeżu w rejonie Höfn oraz Vik. 

Wady: Łazienki brak, woda zimna, powierzchnia uniemożliwia otwarcie walizki. Zalety: własna toaleta i kuchenny zlew, piękny zapach świeżego drewna. Nocleg w tym oto domku w lipcu zeszłego roku wart był 150 euro. 

3. Wspólne łazienki w hotelach

Wiem, wiem, jesteśmy wymagający. Wydawało nam się, że łazienka w pokoju hotelowym - bardzo drogim - nie jest jakimś wielkim luksusem. W Islandii jest! Znalezienie pokoju z łazienką nie jest łatwe, a jak się uda, to patrz punkt 1.

4. Pełne restauracje w Reykjaviku

W stolicy życie nie zamiera nigdy. W każdym razie latem. Znalezienie stolika w restauracji w porze kolacji, szczególnie w weekend, graniczy z cudem. Bez rezerwacji nie ma o czym marzyć. Na szczęście w południe było ok.



5. Godziny otwarcia sklepów

I znowu mamy Reykjavik i resztę. W obszarze cywilizacji sklepów jest oczywiście dużo i otwarte w przyzwoitych godzinach. Za to na bezludziu o sklep niełatwo. Dobrze jest zrobić sobie wcześniej mały research. W naprawdę małych miejscowościach jedyny sklep bywa otwarty do późnych godzin wieczornych. Ale uwaga ... w północnej metropolii Akureyri supermarkety są otwierane o ... 11:30. I działają przez całe 6 godzin. W tygodniu. W czwartki i piątki dłużej, w soboty już nie. Dobrze, że chociaż piekarnie otwierają normalnie. 

6. Bezgotówkowy kraj

Ale żeby nie było, że tylko marudzę, pewne rzeczy zaskoczyły nas pozytywnie. Na przykład to, że dosłownie wszędzie można płacić kartami. Dzięki temu nie trzeba się trudzić z wymianą i liczeniem w dziesiątkach tysięcy.Wszystkie stacje benzynowe są też automatyczne. Zawsze znalazł się jakiś biedak, który nie umiał sobie poradzić - patrz: bał się włożyć kartę do dystrybutora.

7. Sieć

Równie praktyczna jest doskonała infrastruktura sieciowa. W kraju, gdzie do sąsiada można mieć kilka kilometrów, a do sklepu kilkadziesiąt, zadbano o to, żeby internet był wszędzie. A więc łazienki może nie być, ale wifi zawsze. 

8. Nie zapomnij się wymyć przed wejściem na basen!

O tym też czytałam przed wyjazdem: na basenie jest zawsze bezwzględny nakaz wymycia się przed wejściem do basenu. Dla mnie to naturalne, więc nie za bardzo rozumiałam, dlaczego ludzie się burzą. Przyczyna jest jasna: woda pochodzi ze źródeł geotermalnych i nie jest uzdatniana. Czyli nie ma w niej chloru. Gdyby każdy pływał brudny, mogłoby do chodzić do częstych zakażeń. Dlatego nakaz ten jest bezwzględnie egzekwowany. Z reguły tylko za pomocą napisów i instrukcji obrazkowych, które wymownie wskazują części ciała, które należy koniecznie umyć za pomocą mydła lub szamponu. Ale okazuje się, że goście (oczywiście turyści!) są dyskretnie obserwowani przez personel, a w razie czego zawracani do prysznica. Na jednym z dużych basenów miejskich w Reykjaviku  nawet nie całkiem dyskretnie, lecz wręcz ostentacyjnie. W przejściu z szatni do basenu na wysokości pryszniców zainstalowano kabinę obserwacyjną dla personelu, który bacznie się przygląda, czy ktoś nie za mało piany ma na sobie.

9. Drogi i znaki drogowe

O tym też wie każdy, że islandzkie drogi do najlepszych nie należą. Sieć nie jest też jakoś szczególnie rozbudowana. No i asfaltu często brakuje. Nie udało mi się wyłapać klucza, według którego są oznaczone. Główna droga nr 1  to tzw. ring wokół całego kraju. Od niej odchodzą inne szosy oznaczane numerami dwucyfrowymi i trzycyfrowymi. Zasadniczo te z numerem dwucyfrowym są asfaltowe, a te z trzycyfrowym raczej nie. Ale bywa inaczej. Nie raz zdarzyło nam się jechać piękną drogą i nagle ni z tego ni z owego asfalt się kończył. O zgrozo także na jedynce. Na pewno wiem, że drogi oznaczone literą F są przeznaczone wyłącznie dla aut z napędem na 4 koła. Przy wjeździe na taką drogę stoi zawsze tablica z zakazem wjazdu dla osobówek i informacją o wysokich mandatach. Na takich drogach ubezpieczenie w samochodach osobowych przestaje działać. W razie awarii nie ma też co liczyć na assistance. Lepiej więc zawczasu pomyśleć o zarezerwowaniu terenówki. 


Przy okazji radzę też rozważyć wykupienie dodatkowych ubezpieczeń. Z reguły proponują ubezpieczenia od uszkodzeń przedniej szyby i lakieru od kamyku i pyłu wulkanicznego. To w sumie spory koszt, ale my akurat doświadczyliśmy obu rodzajów uszkodzeń pomimo, że jeździmy ostrożnie. Na ubezpieczenie zdecydowaliśmy się na odczepnego, mając nadzieję, że dzięki temu nikt nie będzie się za bardzo przyglądał samochodowi na koniec. I tak właśnie było - spore uszkodzenia nie wpadły nikomu w oko, mimo że teoretycznie było 300 euro udziału własnego (pewnie wypożyczalnia miała i tak pełne ubezpieczenie). 

Znaki to osobna historia. Czasem są na nich całe mapy. Niestety wcale niekoniecznie zgodne z kierunkami geograficznymi, więc ich czytanie bywa skomplikowane.




10. Islandzka kuchnia

To było zdecydowanie moje największe zaskoczenie. I to na plus. W kraju o tak surowym klimacie i trudnych warunkach spodziewałam się jedzenia prostego, tłustego i mało wyrafinowanego. No, może z wyjątkiem ryb, które uwielbiam. I rzeczywiście: Islandia to raj dla miłośników ryb i owoców morza. Właściwie każde zamówione danie rybne było wspaniałe. Szczególnie miło wspominam langusty, których próbowaliśmy w połowowej stolicy Höfn. Polecam restaurację Humarhöfnin, która z tego przysmaku słynie, o czym już pisałam tu. 



Jedyny wyjątek to hakarl, czyli sfermentowany rekin. Wiedząc o jego niesamowitym aromacie zamówiliśmy jedną porcję na czworo. Co równało się jakimś dwóm kostkom o wymiarach 1x1x1cm na osobę. I to wystarczyło, żeby poznać wszystkie walory tego przysmaku. 

Ale Islandia to nie tylko ryby. Równie pyszna jest tutejsza jagnięcina. Przyrządzana różnie - po islandzku z arktycznymi ziołami albo z nutami greckimi czy azjatyckimi. Ale zawsze wspaniała. Nawet ta z supermarketu - też próbowaliśmy smażyć sami zamarynowaną i wyszła świetnie. 

Ani razu nie zdarzyło nam się źle trafić z jedzeniem. Ale każdy kij ma dwa końce. Ten drugi to oczywiście ceny. Czyli znowu wracamy do punktu pierwszego. Standardowe ceny za pojedyncze danie to co najmniej 30 euro, menu koło 70. Nawet nam, przyzwyczajonym do mało umiarkowanych cen holenderskich, wydawało się to dość szokujące. 

W restauracjach można zaoszczędzić na napojach. Po prostu pić wodę - a ta jest w Islandii zawsze świetna. Można też żywić się hot-dogami. Do kupienia między innymi na dużych stacjach benzynowych. Z niewiadomego dla mnie powodu Islandczycy są bardzo dumni ze swoich hot-dogów. Ja się nie zachwycam. Wydaje mi się, że nie różnią się od tych z innych krajów. Ich największą zaletą jest cena.




7 komentarzy:

  1. Od razu przesyłam znajomym, którzy wybierają się na Islandię! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że znalazłaś coś przydatnego.:)

      Usuń
  2. Super zestawienie. Mąż co prawda nie lubi Północy, ale może uda mi się przyjaciół na Islandię namówić ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Można wybrać opcję podróżowania kamperem i spanie w nim, czy też przygotowanie posiłków. Daje to duże poczucie swobody:-) Z godzinami sklepów nie było problemu, chyba się z nimi zgraliśmy:-) Sklepy mnie zaskoczyły na plus bo nie spodziewałam się w mniejszych miejscowościach znaleźć żywność bezglutenową jak np. chleb bezglutenowy. Nawet książki z tego obszaru były. W restauracji/barach bez problemu przygotowywali dla mnie bezglutenowe danie.

    W 2013r zdarzały się stacje, gdzie można było płacić gotówką w sklepie.
    I możliwość opłaty za toaletę kartą też mnie zaskoczyła:-) Ale była tez opcja gotówkowa:-)

    Pozd T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam po przerwie! Tak, kamper to świetne rozwiązanie, zwłaszcza, że można prawie wszędzie biwakować za darmo. Ale wypożyczenie wcale tak tanio nie wychodzi. Rozważaliśmy wszystkie opcje (poza namiotem!) i niestety były dość porównywalne cenowo.
      W sklepie być może, ale za paliwo tylko kartą.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Witaj:-) Z kamperem odpada poszukiwanie noclegu, co jak wspomniałaś w sezonie nie jest łatwe:-)
      No właśnie w 2013r kilka stacji benzynowych trafiło się nam, gdzie za paliwo płaciliśmy pieniędzmi w sklepie:-) Na kilku to nawet był wybór, że albo płacimy kartą przy dystrybutorze albo w sklepie. Przed tankowaniem się wybierało:-) I był takie że płaciło się tylko kartą.
      I to co mnie rozbawiło to, że za toaletę w Þingvellir też można było płacić kartą albo pieniędzmi. Ale to był pierwszy odwiedzany przeze mnie kraj, gdzie za toaletę można zapłacić kartą:-)

      Oglądałam niedawno reportaż o Islandii z 2015r, w którym wspomniano że Chińczycy chętnie kupują ziemie na Islandii, budują tam pola golfowe a niektórzy po prostu chcą mieć spokój od gęsto zaludnionych Chin. Ciekawe kiedy będziemy widzieć pierwsze wpływy tych decyzji?

      A tak przy okazji, czy znasz może książkę Santorskiego i Michalik "Polska na kozetce"?
      Pozdrawiam serdecznie T.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...