Pięknych miejsc w Holandii nie brakuje. O miano najpiękniejszego miasta walczy co najmniej kilkanaście miejscowości. Ale ja, jak zapewne nie od dziś wiecie, najbardziej cenię małe miasteczka i wsie. Właśnie one są najbardziej malownicze. A już te holenderskie najczęściej "jak z pudełeczka". Jedną z takich właśnie miejscowości jest Giethoorn, najprawdopodobniej najpiękniejsza holenderska wieś, a na pewno najbardziej oryginalna.
Giethoorn, czyli Kozi Róg to właściwie mała wioska położona w pobliżu rozległych torfowisk parku narodowego Weerribben-Wieden w prowincji Overijssel. Jednak mimo, że leży z dala od turystycznych szlaków, jest jednym z częściej odwiedzanych przez zagraniczne wycieczki holenderskich miejsc. I nic dziwnego, bo to prawdziwa perełka. Miejsce urocze, wręcz bajkowe.
Wieś jest bardzo zadbana, dziś przede wszystkim ze względu na turystów, pełna starych domów, w większości z dachami krytymi strzechą. Domów o tradycyjnych kształtach, z witrażowymi oknami. No i oczywiście otoczonych niewielkimi, ale wymuskanymi ogródkami, w sezonie pełnymi kolorowych kwiatów. Ogródkami, których intensywne kolory kwiatów i soczysta zieleń trawy aż kłują w oczy.
Skąd takie nasycenie barw? Giethoorn jest poprzecinane co kawałek kanałami, i to prawdopodobnie bardzo wysoka wilgotność zapewnia roślinom odpowiednie warunki do tak wspaniałego rozwoju. Kanały podobne w sumie mają długość aż 90 kilometrów - w co trudno uwierzyć, bo Giethoorn wcale nie jest duże. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że sieć jest tak gęsta, że właściwie każdy dom leży na osobnej wyspie, może się to okazać prawdą. Nad kanałami rozpięto aż 176 mostków łączących posesje. To właśnie dlatego wieś często nazywana jest holenderską Wenecją, chociaż od Wenecji wiele ją różni. Najwspanialsze w Giethoorn jest to, że w całej miejscowości z wyjątkiem obrzeży, nie ma ruchu samochodowego. Głównymi arteriami są tu właśnie kanały. Samochody i autobusy pozostawia się na dużym parkingu na skraju wsi. Można tam wsiąść na większą turystyczną łódź albo wypożyczyć mniejszą tylko dla siebie. Ceny nie są zaporowe (koło 15 euro za godzinę), więc polecam tę możliwość zwiedzania - z wody Giethoorn robi największe wrażenie. Podobno przez wieki - Giethoorn istnieje od XIII wieku - można było się poruszać po wsi wyłącznie drogami wodnymi. Ale dziś oczywiście można poruszać się pieszo. Wzdłuż kanałów biegną wąskie ścieżki. Teoretycznie są one przeznaczone również dla rowerów, ale tłok panujący tam chyba zawsze skutecznie utrudnia jazdę. Więc raczej pieszo. A kiedy się zmęczycie, posiedźcie w jakiejś kawiarni albo restauracji, jest ich sporo. Kto ma ochotę zostać dłużej, może w Giethoorn przenocować. Część domów można wynająć, na obrzeżach wsi są też tzw. parki wakacyjne (czyli po prostu ośrodki domków) i kempingi.
To akurat można obejrzeć na starym filmie. Z reszty pozostało małe muzeum i płaskodenne łodzie o ostrych dziobach, zwane tu punter. Trochę szkoda. Ale na szczęście uroda Giethoorn i pewna część tej historycznej atmosfery ciągle jest obecna. I nie wygląda na to, żeby miała przeminąć. Jeśli nie byliście w Giethoorn, zboczcie kiedyś z drogi i podelektujcie się pięknem tego miejsca.
Co za urocze miejsce *.* też chcę własną mini wysepkę! :D
OdpowiedzUsuńJa w pewnym sensie mam. :)
Usuń