Pstryk! Otwieramy kolejne okienko w kalendarzu adwentowym Klubu Polek. Codziennie między 1 a 24 grudnia na blogach Klubowiczek pojawiają się posty związane z nachodzącymi Świętami. Różnorodność tematów oraz ciekawostki z najróżniejszych krajów na pewno Was zainteresują. Poprzednie posty projektu autorstwa Magdy, Oli, Gosi i Basi. Zapraszam do śledzenia, czytania, komentowania. Dziś ja.
Dokładnie 5 grudnia. Z premedytacją. To najwłaściwszy dzień adwentu, by poinformować cały świat, że Bożego Narodzenia w Holandii ... nie ma. Zniknęło. Oczywiście niezupełnie. Ale jest mocno ograniczone. O tym, jak wygląda pisałam już wcześniej - zajrzyjcie TU. Boże Narodzenie to dla Holendrów niewielka atrakcja. Choinkę, najlepiej sztuczną, ubiorą już jutro, a rozbiorą zaraz po Świętach. Prezenty kupią symboliczne, a niektórzy w ogóle. Adwentowe świece, pasterka, kolędy - to domena wyłącznie religijnej mniejszości. Cała reszta spędzi Święta po prostu odpoczywając - ot, taki długi weekend. Niektórzy ugotują nieco bardziej niż zwykle wypasiony obiad, odwiedzą rodziców i dziadków. Ale nie będzie żadnych porządków, wielkich zakupów i gotowania. Jedyne, co przypomni o Świętach, to piękne dekoracje - najlepiej z naturalnych elementów. Tym się rzeczywiście przejmują. I jeszcze kartki -przeciętny Holender wyśle ich z 50 i tyle samo otrzyma.
Boże Narodzenie w Amsterdamie - lata 60-te |
Ożywionej atmosfery Świąt brakuje. Dlaczego? Ano dlatego, że to właśnie dziś jest w Holandii największe święto. Pakjesavond, czyli Wieczór Paczek - dzień, w którym w tym kraju króluje niepodzielnie Święty Mikołaj, czyli Sinterklaas wraz ze swoimi pomocnikami Czarnymi Piotrusiami (Zwarte Pieten). To dziś wieczorem przy stole zbiorą się całe rodziny, by świętować długo w noc. I przede wszystkim rozpakować liczne prezenty. Na ten dzień dzieci czekały od roku. Do niego przygotowywały się od 3 tygodni, od kiedy zobaczyły Sinterklaasa na nabrzeżu portowym wysiadającego z parowca i dosiadającego białego rumaka Amerigo.
Od jutra zacznie się zwyczajna szara codzienność.
Pakjesavond |
Dlaczego tak jest? Cóż, zainterpelowany przeciętny Holender powie, że Boże Narodzenie przeminęło z wiatrem sekularyzacji. Ale mnie to wyjaśnienie nie wystarcza. W końcu są i inne kraje, które jej doświadczyły: Francja, Czechy... A jednak tradycje bożonarodzeniowe tam przetrwały. Przeprowadziłam więc mały research i doszłam do następującego wniosku: Winny jest ten pan:
źródło |
Książka stała się natychmiast niezwykle popularna. Obrazki były tak sugestywne, że zaczęto odgrywać scenki z opowiastki. I tak narodził się widzialny Sinterklaas, jakiego znamy dzisiaj. Pisałam już o nim wielokrotnie: zajrzyjcie tu, tu, tu i tu, a znajdziecie wszystkie informacje o Sinterklaasie, jego pomocnikach Zwarte Pietach (Czarne Piotrusie) oraz dzisiejszym święcie (Pakjesavond).
To właśnie z książki Schenkmana pochodzi statek, którym przybywa Sint - w pierwszym wydaniu żaglowiec, w kolejnych parowiec. Tam pojawił się po raz pierwszy (na początku chyba jeszcze bezimienny) Zwarte Piet, o charakterystycznym kolorze skóry, z niewolniczym kolczykiem w uchu i kolorowym strojem. Według Schenkmana Sint przybywał z Hiszpanii - to z jednej strony skojarzenie z przywożonymi z południa owocami i orzechami, z drugiej wspomnienie hiszpańskiego panowania nad Niderlandami, z innej skojarzenie z mnogością dóbr luksusowych pochodzących z holenderskich kolonii.
Prawdę mówiąc Święty Mikołaj już wcześniej odbiegł od średniowiecznej tradycji. Pierwszy poważny lifting holenderski Mikołaj przeszedł w czasie reformacji. W ramach redukowania katolickiego dziedzictwa zaprzestano organizowania jarmarków świątecznych i rozdawania prezentów ubogim dzieciom na ulicach miast. Mikołajki stały się świętem rodzinnym, celebrowanym w zaciszu domowym. Pozostał tylko tradycyjny strój Mikołaja-biskupa (Holandia walczy z wizerunkiem Mikołaja coca-coli!). Zmiana wizerunku Sinterklaasa przez Schenkmana stała się impulsem do rozkwitu tradycji z nim związanych i upowszechnieniu Pakjesavond jako najważniejszego holenderskiego święta. Puchnąca tradycja Sinterklaasa doprowadziła po kilkudziesięciu latach do całkowitej erozji tradycji Świąt Bożego Narodzenia. Pozostała wydmuszka. Na szczęście są jeszcze tacy, co Boże Narodzenie celebrują. I jeden wciąż żywy i piękny zwyczaj: wysyłanie kartek. Uwielbiam!
A więc mimo wszystko po holendersku życzę Wam
A więc mimo wszystko po holendersku życzę Wam
Niesamowite ciekawy wpis. Dziekuje! Wiele sie nauczylam. We Francji tradycji coraz mniej, szczegolnie Wsrod zsekularyzowNej i odkulturalnionej klasy sredniej... Pozostal zal. Ja kultywuje i polskie i francuskiej w moim domu bo sa dla mnie bardzo Wazne.
OdpowiedzUsuńMnie też żal tradycji. Niestety z holenderskiej niewiele zostało. Przejęliśmy testaroświe kie kartki. Pozdrowienia!
UsuńNaprawdę otwieram oczy ze zdumienia,kto by pomyślał środek Europy a tutaj takie zmiany kulturowe. Naprawdę przeczytałam cały wpis z wielkim zainteresowaniem i jeszcze doczytałam na głos mężowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko 😊
Ja się już nie dziwię... Spotkałam dziś jedną z nauczycielek z naszej protestanckiej szkoły. Właśnie próbowała zrobić w klasie pierwszej zajęcia o Bożym Narodzeniu. Okazało się, że żadne z dzieci nie słyszało, co to za święto. Pozdrawiam!
UsuńGenialnie to napisałaś, Gosiu! Wspaniały wpis, piękny styl... Przeczytałam z wielką przyjemnością. I mimo wszystko życzę Ci tradycyjnych, prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia, jakie pamiętamy jeszcze z naszego dzieciństwa i młodości w Polsce (no, może za wyjątkiem kultu sprzątania i robienia 12 potraw hand made;)
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne! Właśnie takie będą. Po 10 latach spędzania Świąt we czwórkę w tym roku odwiedzimy rodzinę. Dzieciaki po raz pierwszy przeżyją Święta w Polsce. Wam również życzę pięknego radosnego Bożego Narodzenia!
Usuń