14 kwietnia 2016

Przyjaźń na emigracji

źródło
Przyjaźń a emigracja to aktualny projekt Klubu Polek na Obczyźnie. W kwietniu i maju piszemy o naszych doświadczeniach w tym zakresie. Dziś kolej na mnie.


Nie należę do osób łatwo nawiązujących kontakty. A już na pewno nie każdą relację nazywam przyjaźnią. Z czasów życia w Polsce mam kilkoro przyjaciół - takich, za którymi tęsknię jeszcze do dziś, z którymi chętnie się spotykam w czasie każdego pobytu, o których myślę i z którymi chętnie się dzielę swoimi przeżyciami. Głównie przez telefon, bo przecież spotykamy się bardzo rzadko, zwykle podczas moich nieczęstych pobytów w Polsce. Więc szczerze powiedziawszy, przyjaciół nie jest wielu. Większość przyjaźni z czasów szkolnych i studenckich nie przetrwała próby czasu. Kontakt jest, ale raczej luźny. Facebook nie zastąpi przecież bezpośrednich rozmów i wspólnego spędzania czasu.


źródło

Wyjeżdżając nie zastanawiałam się nad tym, czy znajdę nowych przyjaciół. Wszystko miało przecież być tylko na krótko, należało więc pielęgnować stare znajomości na odległość i po prostu być otwartą na nowe. Początki były trudne, ale to chyba reguła. Dopóki czujemy swoją tymczasowość w nowym kraju, dopóty nie mamy poważnej potrzeby zawierania przyjaźni. Wystarczają przypadkowe kontakty z wieloma znajomymi. Z czasem, gdy zapuszczamy korzenie, zaczynamy potrzebować głębszych relacji. A dodatkowo jeszcze imigranci potrzebują ludzi, na których mogliby polegać, bo przecież nie mają w pobliżu rodziny, która w razie czego pomoże. 

Dziś mam za sobą 8 lat życia w Niemczech i prawie 5 w Holandii. I jak w większości aspektów życia zdecydowanie bardziej chwalę sobie Niemcy. Wprawdzie Niemcy nie są na pierwszy rzut oka otwarci i spontaniczni, ale za o prawdziwą przyjaźń nie jest wśród nich trudno. Niemcy są szczerzy i nie udają. Wprawdzie kontakty nawiązują powoli, ale za to skutecznie. Przypadkowe spotkanie, kilka krótkich rozmów typu small talk i jeśli się z kimś dobrze rozmawia, to zaprasza się go na kawę. Każda kolejna rozmowa jest bardziej szczegółowa, głębsza, wciąż jeszcze można wpaść do kogoś do domu tak po prostu, na chwilę. Aż nagle po pewnym czasie zdajemy sobie sprawę, że możemy na siebie liczyć - jesteśmy przyjaciółmi. My jeszcze mieliśmy szczęście aż 2 razy zamieszkać na nowych osiedlach, gdzie większość mieszkańców to były młode rodziny z dziećmi (czyli ludzie w podobnej do naszej sytuacji życiowej) i przybysze, których do tych miejsc przyprowadziła praca. Mało kto miał rodzinę w pobliżu i to decydowało o trwałości więzów. Po prostu siebie potrzebowaliśmy. Mnóstwo wspólnie spędzanego czasu i wzajemna pomoc w razie potrzeby według tych zasad zbudowałam przyjaźnie trwające do dziś. Przyjaciółka z pracy (chociaż podwładna), wspaniali sąsiedzi (przez przypadek Polacy) i rodzice najlepszych przyjaciół naszych dzieci. Misia i Marcin zresztą do dziś nie mają przyjaciół lepszych od tamtych - mam nadzieję, że te relacje pozostaną im na długo.


źródło

Mając tak dobre doświadczenia przeprowadzaliśmy się z nadzieją na podobne początki w Holandii. W końcu Holendrzy, w przeciwieństwie do Niemców, są otwarci, przyjaźni i spontaniczni. Miejsce zamieszkania wybieraliśmy starannie. Obawiając się zamkniętego środowiska małych miasteczek zamieszkaliśmy na nowym osiedlu, pełnym młodych ludzi z dziećmi, niekoniecznie pochodzących z okolicy. I okazało się, że nasza strategia wcale nie przyniosła efektów. Holendrzy okazali się niesamowicie hermetyczni i odporni na nasze próby nawiązania kontaktu. Wprawdzie każdy wita cię codziennie miłym uśmiechem, ale poprzestaje na small talk. Sąsiedzi kurtuazyjnie proponowali wszelką pomoc, ale do domu nie wpuszczali. Nowo poznani ludzie chętnie przyjmowali zaproszenia na wino czy brunch, ale ich nie odwzajemniali. Nie ma to nic wspólnego z nami osobiście. Indagowani w tej sprawie Holendrzy sami mówią, że liczy się głównie rodzina, przyjaźnie to nawiązują w czasach szkoły i studiów, potem już niekoniecznie. Tym bardziej osiedle jak nasze, w przeciwieństwie do podobnego w Niemczech, do zawierania przyjaźni nie zachęca - tu każdy koncentruje się na własnych problemach, własnym kredycie i własnej pracy. Pomocy się nie proponuje, choć z reguły w razie prośby nie odmawia. Nie ma zwyczaju naprzemiennego zawożenia dzieci na trening czy odbierania ze szkoły. Każdy sobie rzepkę skrobie. Wiele znajomych Polek, które mieszkają w Holandii od kilkunastu lat i mają holenderskich mężów, skarży się na brak holenderskich przyjaciół. 

Dziś po prawie 5 latach mamy już niewielką grupę znajomych, z którymi łączą nas mniej lub bardziej regularne kontakty. Mamy sąsiadów, których o pomoc możemy poprosić. Ale właściwie o jednej tylko Holenderce mogę powiedzieć, że to moja przyjaciółka. Co nie znaczy, że przyjaciółek nie mam. Tylko że tym razem są to Polki, Czeszka, Belgijka. Czyli ekspatki jak ja. Mimo, że z założenia nie szukam osób pochodzących z Polski, czy w ogóle z zagranicy. 

Ale może coś się zmienia. Od miesiąca mamy nowych sąsiadów - dużo rozmawiamy i spotkaliśmy się już dwa razy na kawie, co niewątpliwie wróży dużą zażyłość w przyszłości. Inni sąsiedzi, z którymi na początku próbowaliśmy nawiązać kontakt, ale po kilku nieodwzajemnionych próbach poprzestaliśmy na small talku i małych przysługach, zaskoczyli nas kilka dni temu wręczając nam zaproszenie na wesele. Niedawno kolejna znajoma z klubu pływackiego wymieniła ze mną telefony, żeby umówić się na wspólne wędrówki. Czyli coś drgnęło. Może za parę lat będę mogła powiedzieć, że w Holandii nietrudno znaleźć przyjaciół. Trzeba tylko być cierpliwym.



źródło

Wczoraj ukazał się post Mai z USA, jutro kolej na Agnieszkę ze Szwecji. A wszystkie posty klubowiczek o przyjaźni znajdziecie tutaj.

10 komentarzy:

  1. Jest dokładnie tak jak piszesz. W Holandii bardzo trudno zawrzeć nowe przyjaźnie. Holendrzy są wbrew pozorom bardzo niechętni nowym znajomościom a znajomościom z obcokrajowcami to już w ogóle. Ja przyjechałam tutaj do mojego partnera niestety do małej konserwatywnej miejscowości (obszar bible belt, niedaleko Amersfoort). Tutaj pierwszy raz odczułam co to otwarty rasizm i mimo, że jestem bardzo otwartą osobą nie udało się mi za bardzo nawiązać kontaktów z Holendrami. Mam jedną bardzo dobrą znajomą Polkę tu poznaną, znajomych z Polski i paru znajomych mojego partnera, dobry kontakt z jednymi(!) sąsiadami ale poza tym było to co piszesz - niecheć do znajomości, nieodwajemnione wizyty, urwanie kontaktów itp. Na szczęście wreszcie po 6,5 roku wyprowadziliśmy się z tego okropnego miejsca i teraz szukamy nowego domu w Almere. Tu znamy więcej osób i mamy nadzieję na lepsze życie towarzyskie. Bo Almere jest bardziej multikulti i ludzie są bardziej otwarci. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Wam powodzenia w nowym miejscu!Tak właśnie myślałam, że w małych miejscowościach może być jeszcze gorzej. Chociaż akurat mam dość dobre doświadczenia (przynajmniej jeśli chodzi o powierzchowne znajomości) w Nijkerk. Ale cóż. Amersfoort to spore miasto i wydawałoby się, że otwarte, a nie jest tak do końca. I to jest również opinia wielu znanych mi Holendrów. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Spotykam na swojej drodze zyczliwych mi Holendrow. Pochodza oni z roznych srodowisk i nie sa znajomymi znajomych czy znajomimi rodziny. Co jednak zauwazam, sa to glownie osoby starsze, najczesciej juz w wieku przedemerytalnym lub na emeryturze. Nie goniacy za wszystkim i majacy czas, by ze mna porozmawiac. Co wiecej, sa ciekawi mojej historii, mojego punktu postrzegania Holandii, Polski i reszty swiata. Odczuwam z ich strony swoisty respekt i wartosciowanie mojej postawy do zycia, a w zly dla mnie dzien dzien, wrecz proby podnoszenia na duchu. Lecz osob takiego pokroju jest doprawdy niewiele. Znaczna wiekszosc holenderskiego spoleczenstwa, widzi we mnie konkurentke na rynku pracy, czy tez darmozjada ich ciezko wypracowanych dobr.
    Chociaz mieszkam tutaj nie cale 3 lata, nie wierze, ze uda mi sie zaprzyjaznic z autochtonem czy autochtonka. Czym innym jest tutaj bowiem pobyt turystyczny, a zupelnie czy innym jest zycie w tym obcym kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też widzę różnicę w postawach w zależności od wieku. Najbardziej w uprzejmości. Starsi mają kindrsztubę, młodzi są strasznie aroganccy w całej swojej postawie do życia. Ale wydaje mi się, że to zjawisko występuje w Holandii tak samo jak w innych krajach. Czy w Polsce jest inaczej? Też chyba podobnie. W codziennych kontaktach nie odczuwam aż tak podejścia "konkurencyjnego". Po prostu powierzchowność. Ale oczywiście ludzie są różni. Życzę powodzenia w szukaniu przyjaciół. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Bardzo trafnie opisane, Gosiu. Mam podobne doświadczenie. Luźne znajomości dość łatwo nawiązać, ale przyjaźnie to już inna bajka. Zaprzyjaźnieni Holendrzy (ze strony MAuryca rzecz jasna) wytłumaczyli mi tym, że oni przyjaciół znajdują w szkole i na studiach (jak wspomniałaś). A ponieważ są bardzo lojalni i zabiegani budując dorosłe życie, nie mają już czasu i miejsca na nowych przyjaciół. Bo przyjaźnie trzeba pielęgnować, a to kosztuje sporo czasu.
    Mi udało się co przwda szybko i łatwo zaprzyjaźnić z jedną Holenderką, ale ona sama przeprowadziła dla miłości się z drugiego końca kraju, więc w Nijmegen czuła się dość samotnawo... Na szczęście dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety miałem też podobne doświadczenia z Holendrami. Na szczęście Holandia jest multiculti (dzięki Bogu!) i jest dużo allochtonów i emigrantów, z którymi dużo łatwiej nawiązać kontakt i się zaprzyjaźnić, bo oni sami też szukają nowych znajomych i przyjaciół. Poza tym znajomości z ludźmi z różnych krajów są często dużo cieplejsze i ciekawsze. Tak więc nic straconego, kochani :) Trzeba tylko dobrze szukać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy gdzie. U nas na głębokiej prowincji tak bardzo multi-kulti nie jest. Ale szukamy i znajdujemy. :)

      Usuń
  5. Bardzo sie ciesze ze odkrylam taki pozytywny blog, dzieki ze piszesz!
    Przyjazn moze nas znalezc w kazdej chwili i wieku zalezy od naszego stanu ducha czy ja wpuscimy do naszego serca czy nie. Codziennie mijamy dziesiatki ludzi, z niektorymi przyjazn by wyszla ale minelismy sie, bo do tego trzeba byc na dobrej fali miec co zaoferowac i umiec przyjmowac. Moje przyjaznie z Polski zostaly poddane probie czasu i poteznej selekcji, zostalo kilka osob ktorzy chca naszej przyjazni i ja rowniez, stale mamy sobie cos do zaproponowania. Bardzo pomagaja wspolne sciezki, zainteresowania, hobby, dzieci, psy 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! I zapraszam do czytania. A pozytywne podejście zawsze pomaga. :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...