W ostatnim tygodniu strasznie zaniedbałam blog, bo chcąc-nie-chcąc udałam się do Heimatu (tego pierwotnego). I mimo, że okoliczności były nader smutne, pobyt w Gdańsku napawa raczej optymizmem.
Lata całe wracałam stamtąd raczej rozczarowana - jedynym pozytywem były spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Ale od pewnego czasu z przyjemnością obserwuję miłe zmiany. O czym z satysfakcją informuję - ta opinia jest nieco rozbieżna z często słyszanymi komentarzami, że w Polsce wszystko zmierza ku upadkowi. Ja mam wręcz przeciwne wrażenie, ale jak wiadomo, z bliska perspektywa jest zupełnie inna niż moje patrzenie z oddali. Tak czy owak, ja widzę silne światło w tunelu. I nie jest to tylko tunel pod Motławą czy też Pachołkiem (tam jeszcze światła nie ma). Nie mam więc na myśli tylko zmian wizualnych - aczkolwiek w Gdańsku naprawdę rzucają się w oczy. A za jakieś 2 lata, o ile się oczywiście sprawa nie rypnie, kiedy wszystkie nowe tunele, drogi i kolej metropolitalna ujrzą światło dzienne, może nawet rzucą na kolana. Myślę o zmianach mentalnych, na które ja właśnie nie miałam wielkiej nadziei, a które zachodzą szybciej niż ustawa przewiduje. Tak, tak, w moich oczach zmienia się wiele - mniej szalonych rajdowców na drogach, więcej rowerzystów (dlaczego na ciężkich trekingowych rowerach z małymi i grubymi oponami w środku miasta?), ludzie jakoś wyspokojnieli, nie słychać ciągłego warczenia, miła komunikacja w sklepach, a nawet na lotnisku zniknęło deptanie po palcach w trakcie tłoczenia się przy bramce.
Oj, widać zmiany, chociaż nie wszędzie. W Gdyni przed cudawiankową imprezą na plaży doznałam uczucia pewnego déjà vu, obserwując kolejki wijące się na ulicy przed dwoma monopolowymi na Świętojańskiej. Jasne, przezorny zawsze ubezpieczony - lepiej zawczesu zaopatrzyć się w odpowiednią ilość puszek niż potem pić z plastikowego kubeczka (też wystanego). Oj, przypomniały się lata osiemdziesiąte, zwłaszcza jak jeszcze popatrzyłam na szczęśliwych nabywców, którzy już w drodze na Skwer Kościuszki w pośpiechu opróżniali zawartość puszek, przy okazji pozbywając się i naczyń i reklamówek prosto na chodnik. Ale co tam, miasto pięknieje - na rogu Świętojańskiej i 10-Lutego po raz pierwszy podziwiałam nowy szklany infobox (czyżby "szklany dom" Żeromskiego?). Czy w Gdyni nie ma urbanistów? Jak to możliwe, że najlepszy w Polsce prezydent miasta wydał zgodę na architektoniczny koszmarek równy prawieurodą, choć nie wysokością szaroburym Sea Towers? Podobno już zyskał on nieformalną nazwę Infobox im. Ryszarda Ochódzkiego, oficjalnie mówi się, że jest "kontrowersyjny".
Swoją drogą, to dla mnie bardzo ciekawe zjawisko: gdynianie są ze swojego miasta bardziej zadowoleni i dumni niż gdańszczanie, a już na pewno bardziej popierają władze miasta. Ale dla mnie jako aktualnie postronnego obserwatora Gdańsk wydaje sie rozwijać o niebo lepiej. Więc o co chodzi? Może w Gdyni władze samorządowe myślą niekoniecznie o wyglądzie miasta, a bardziej o mieszkańcach? Chociaż chyba nie wszystkich... Tu udało mi się wytropić pewien absurd: otóż w Gdyni urządzono piękną plażę dla psów. Iście awangardowa idea. Niby fajnie, bo w końcu gdzie ma się pies opalać i kąpać. Ale wykonanie, to już inna para kaloszy. Gdynia jak wiadomo, plaż nie ma za wiele: tylko te dwa smętne, wiecznie brudne (nie twierdzę, że niesprzątane, kwestia plażowiczów) skrawki po obu stronach bulwaru, no i Orłowo (podobno jest jeszcze plaża w Babich Dołach, ale czy to jest w mieście?). Tak, w Orłowie jest kawałek piasku, ale to nie tyle, co w Sopocie czy Gdańsku, gdzie plaże ciągną się długimi kilometrami. No i właśnie o Orłowo chodzi. Po prawej stronie mola jest 100-metrowy kawałek plaży strzeżonej, a zaraz dalej (może 100 metrów), rozpościera się ten wspaniały przybytek. I ma jakieś 300 metrów długości - wiadomo, psy muszą mieć więcej miejsca niż ludzie. A jak reszcie tłok nie pasuje, mogą się przejść dalej w stronę Sopotu (nie wiem, czy ten kolejny odcinek to jeszcze Gdynia, czy już Sopot). No, właśnie: przejść. Jasne, można się przejść po plaży - ja uwielbiam, ale niekoniecznie uważam, że objuczone tobołami matki z małymi dziećmi muszą chodzić dalej niż psy. No, ale nie czepiajmy się szczegółów. Podstawowy problem polega na tym, że nikt postronny o plaży tylko dla psów nie wie. Być może władze miasta poinformowały o tym mieszkańców Gdyni (wysłali listy?; na stronie internetowej miasta jest tylko zdawkowa informacja bez dokładnego określenia miejsca), ale na plaży bywają przecież także turyści. Im muszą wystarczyć kilkunastocentymetrowe tabliczki ustawione wewnątrz obszaru dla psów. Przy wejściach na plażę ani wzdłuż brzegu (czyli tam, gdzie ludzie przechodzą) żadnej informacji nie ma. Ja spotkałam tam co najmniej 10 bulterierów luzem. Dzięki, więcej do Orłowa nie jadę. Zostanę na plaży w Gdańsku, no może jeszcze dotrę do Sopotu...
No proszę
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że wcale nie jestem zakochany w swoim włodarzu, którego w penych kręgach nazywa się "słońcem bulwaru" ale nie można zaprzeczyć że dla Gdyni zrobił niemało i miasto zmieniło się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Nie dosięgło jej tyle dotacji co Gdańska w związku z euro a mimo to poczynione inwestcje dotarły szczęśliwego końca. Pewne architektoniczne uwagi można mieć do nowych budowli ale czyż nasz Bałtyk nie jest właśnie szarobury podczas złej pogody. Na ten już symboliczny budynek dobrze jest popatrzeć w godzinach popołudniowych od zachodniej strony, wtedy w promieniach zachodzącego słońca jest wręcz pomarańczowy ;)
Przykładowe projekty przytoczę na szybko które ostatnio mamy w Gdyni: droga różowa, węzeł Wzgórze po obu stronach torów, Park Naukowo Technologiczny w Redłowie, Węzeł Kwiatkowskiego łączący (w końcu) bezpośrednio Estakadę z obwodnicą, rozbudowa infrastruktury dróg rowerowych. Acha co do rowerzystów na małych grubych kołach to konieczne bo drogi często są wyboiste :) albo lata się po leśnych duktach, holenderki by się połamały ;) To tak na szybko
Pozdrawiam
Ja za to zawsze szanowałam pana Szczurka (fajna ksywka, nie słyszałam, ale jestem nietutejsza). Nie neguję jego zasług w żadnym razie, po prostu mam wrażenie, że ostatnio wyhamował. A Park jest rzeczywiście architektonicznie intersujący. Szkoda tylko, że wokół na razie nieciekawie i zastanawia mnie jego działalność. Niestety nie sfotografowałam, ale nad wejściem widziałam reklamę działającej w nim restauracji - organizacja przyjęć weselnych i kimunijnych - to się nazywa innowacja.
UsuńMorze nawet w czasie sztormu widzę szaro-niebieskie. I jakoś tego błękitu w Gdyni nie widać - zadziwiająco szare są elewacje (nie tylko Sea Towers, patrz Centrum Batorego itp). A co do reszty - to tylko impresje z mojego ostatniego pobytu, jakoś przyjemniejsza była turystyczna atmosfera Gdańska od koncertowej Gdyni. Ale może to mylące, może jestem po prostu gdańszczanką-szowinistką...
P.S. Holenderki się tak łatwo nie łamią - niektóre mają po 30 lat, a jeszcze jeżdżą.
Ho, ho, nie tylko ja zastanawiam się nad odwieczną (rzeczywiście będzie jakieś 100 lat) rywalizacją Gdańska i Gdyni. Zainteresowały się i media - "Po co komu lotnisko w Gdyni - Między Śledziolandią a Budyniowem" (http://www.polityka.pl/rynek/1545245,1,po-co-komu-lotnisko-w-gdyni.read). Czyżbym wywołała wilka z lasu (przepraszam, z morza)?
UsuńBardzo lubię Trójmiasto....
OdpowiedzUsuńJa też!
Usuń