Ale już powoli w moim kalendarzu się rozjaśnia. Nastał czas wakacji, nowych wrażeń, więc pewnie i nowych wpisów. Nie mogę się doczekać wyjazdu. A tymczasem wraz z moimi dziećmi - oraz całą resztą osiedla - doczekaliśmy się małych łabędzi.
Mam słabość do opisywania ptaków wiosną - w zeszłym roku zachwycałam się kaczkami. W tym roku łabędzia para uwiła sobie potężne gniazdo w mało strategicznym miejscu (pod mostem przy bardzo ruchliwym rondzie), co spowodowało wielkie zainteresowanie wszystkich przechodzących. Od wielu dni czekaliśmy na wyklucie piskląt. I w końcu wczoraj się pojawiły. Prawie jednocześnie 7. Jadąc do domu już z daleka widziałam tłum na moście. Z 50 osób obserwowało pierwszą przechadzkę maluchów. Rodzice jeszcze czekali na ostatnie jajo. I dziś już go nie ma - ostatni pisklak przyszedł na świat i rodzinka jest w komplecie. Zdjęcia - po raz pierwszy na blogu - autorstwa mojej córki!
Pierwszy spacer siedmiu łabędzich pisklaków. |
Ale jakby kogoś brakowało. Co my tu jeszcze mamy? |
Jeszcze kilka godzin i jajko zaczyna pękać... Na następnym spacerze będzie 8! |
Pozdrawiam wszystkich cierpliwych czytelników, którzy nie stracili jeszcze nadziei na nowe posty! Ciąg dalszy zdecydowanie nastąpi!!!
Kiedyś skradałam się do takiego gniazda (jako dziecko ciekawskie) i mama łabędź nieźle mnie pogoniła!
OdpowiedzUsuń:)