Zajęcia w szkołach podstawowych w Holandii trwają dosyć długo: 2 razy w tygodniu od 8:30 do 12:30 i 3 razy od 8:30 do 15:00 z godzinną przerwą (niektóre szkoły mają inny plan, np. codziennie do 14:00). Dzieciaki spędzają więc w szkole sporo czasu. Zwłaszcza dla najmłodszych (4-5 lat) jest to dość wyczerpujące. Szkoła stara się więc umożliwić dzieciom odpoczynek po południu – aż do klasy 4 włącznie nie ma żadnych zadań domowych. Pojawiają się dopiero w klasie 5. I zupełnie nie przypominają tych, jakie znamy z własnego (polskiego) doświadczenia, ani tych, które Misia odrabiała codziennie w Niemczech.
Zadania domowe to tutaj prace pełną gębą. W klasie 5 jedna prezentacja (spreekbeurt), w 6 już dwie i jedna praca pisemna (werkstuk). W tym roku jedna z prezentacji ma dotyczyć wybranej książki, druga na temat zupełnie dowolny. Trzeba najpierw zdobyć rzeczowe informacje (Wikipedia to zdecydowanie za mało), przygotować ciekawe slajdy w PowerPoint, no i elokwentnie opowiadać. Praca pisemna to nie żadne wypracowanie, tylko prawie rozprawa naukowa. Sama instrukcja (dla 9-ciolatków) ma 2 strony. Zawiera obowiązujący schemat i liczne porady. Ma liczyć około 10 stron maszynopisu, plus oczywiście spis treści, a nawet odnośniki literaturowe (trzeba też podawać URL-e stron internetowych, z których się korzystało). I oczywiście żadnych plagiatów! Wszystko trzeba opisać własnymi słowami. Dzieciaki są oczywiście bardzo kreatywne. W pierwszym roku większość decyduje się na tematy dotyczące zwierzątek, albo własnych domowych albo bardzo egzotycznych. Ale później spektrum zainteresowań zdecydowanie się rozszerza: loty kosmiczne, pierwsze kreskówki Walta Disneya, proces wydawania gazety codziennej, perfumy. Znalezienie tematu nie jest trudne. Ale potem… Najtrudniejsze jest chyba zrozumienie, że takiej pracy nie da się napisać w dwa dni. Czyli przed rodzicami stoi trudne zadanie przekonania dziewięciolatka, że nawet jeśli mamy deadline za 6 tygodni, to musimy zacząć już dziś. Potem odpowiednia organizacja pracy. Podzielić sobie pracę na 6 tygodni nie jest łatwo, zwłaszcza dzieciom, które dotychczas w domu nie musiały nic do szkoły robić. No i wreszcie wykonanie. Zebrać materiały, pracowicie wystukać tekst na klawiaturze, wyszukać w necie odpowiednie obrazki, sformatować, wydrukować. Jednym słowem: dużo roboty – również dla rodziców, którzy „świeżynkom” muszą sporo pomóc.
Uff, skończyłyśmy właśnie pisać pracę o gepardach. Dziś Misia zaniosła ostateczną wersję, a jakże – zgrabnie oprawioną, do szkoły. No cóż, na pewno nie jest to nudne jak wykuwanie na pamięć materiału w polskiej szkole. Nie grożą jej też problemy z publicznymi wystąpieniami ani z napisaniem pracy dyplomowej. No i nie będzie musiała uczestniczyć w kursach z „time management” – do końca szkoły średniej opanuje to sama, ma to jak w banku.
Idealny blog.
OdpowiedzUsuń